Wycieszenie na mazurach.... Ja Jasio Wojtek i Marla... pojechalismy do posiadlosci pana Stoklosy by wyresetowac troche umysl. Marta montowala Luka... a ja DE MONY... a pomiedzy jednym a drogim, byla refleksja spacer i super obiad.... Wciaz przesladuje mnie dol i menalchonia... moze tak musi byc, ale z drogiej strony duzo sie zmienia w moim zyciu wiec coz... trzeba przebolec... Najtrudniej przestawic sie jest z takich mazur, kiedy sie wjezdza do Warszawy. Jeszcze bardziej kiedy jest sie swiadkiem wypadku na dziendobry. Kiedy jechalem do Jasia by jechac dalej na msze za dusze Macka.. bylem swiadkiem jak na moich oczach samochod osobowy rospierdlala na pasach pewna kobiete. Ja bylem w tranwaju i widzialem jak na nia dziad jedchal.. krzyknolem tylko... Jezu... jak i stojacy obok mnie ludzie... BUM.... pani toczyla sie po masce i odskoczyla na jezdnie.... masakra.... mam nadzieje ze zyje.. .... no.. Pisze o tym bo trudno kurwa o tym nie pisac..kiedy codziennie czegos podobnego jestem swiadkiem.... jak codziennie rospierdlal mnie jedno lub drogie lub wszystko razem...
.. a oto relacja z tego krotkiego i pieknego pobytu na LONIE..... tym razem na lonie natury :)
Komentarze