sobota, lutego 13, 2016

ŻYCIE TO SCENARIUSZ WIELKIEGO SCENARZYSTY



 Oglądam seriale. Ostatnio GIRLS (które mnie otworzyły intelektualnie) a obecnie THE KNICK. Uwielbiam oglądać filmy, kiedy ich nie robię a już w ogolę najlepszą opcją jest moment, kiedy robię muzykę, ponieważ wtedy oglądam to na luzie jak normalny człowiek. Na luzie, bez oceniania bez rozkminiania, bez krytyki.  To właśnie taki moment. Córka śpi, jesteś blisko i oglądasz serial. Jeden, drugi , po cztery odcinki dziennie. A może jeszcze jeden? Czemu nie.

 To co podoba mi się w THE KNICK to forma pokazywania tego widzowi.  Soderberg podobnie jak główny bohater eksperymentuje na widzu. Mówi wprost. W kinie jest jak w MC DONALDZIE tutaj mogę sobie poeksperymentować. Nikt się nie boi. Może do czegoś dojdę? Muzyka jak z ;rogramu o kosmosie z lat osiemdziesiątych, wręcz mówi nam o tym, że te czasy lata 1900 i 1901 minęły. Tych ludzi już nie ma. Nas zaraz nie będzie. Czym się przyczynimy w tu i teraz, by iść do przodu. A może się cofamy? A może tak zawszę już będzie.

Jak trudno żyło się tym ludziom wtedy. Ile mieli problemów. Ten serial to jeden wielki problem. Kto ma racje? Komu się uda, może nikomu?

Zrozumiałem i to jeszcze przed drugą płytą AKX że strach jest niezłym skurczysynem. Jest jak najbardziej potrzebny bo bez niego z pewnością nikt by nie przeżył. Skoczylibyśmy z pierwszego mostu i stracili na zawsze. Tylko, że strach również paraliżuje. Strach programuje nas by siedzieć cicho kiedy trzeba krzyczeć. Siedzieć na miejscu, kiedy trzeba biec. Chować się, kiedy trzeba spierdalać.

STRACH... mały ludzik. Mały ministrant, pomocnik księdza EGO.

Dlatego tak lubimy alkohol i inne używki. Strach na chwile spierdala lub usypia. Możemy bez strachu powiedzieć szefowi co myślimy o tym jego biznesie i traktowaniu innych. Ten moment mógłby trwać wiecznie.

Nasze życie to taki wielki serial. Ma wiele wątków choć koncentrujemy się na tym swoim niepotrzebnie. Jakbyśmy zrozumieli że jesteśmy częścią wiekrzej całości strach, też rozłożyłby się na pozostałych uczestników.

Zróbmy eksperyment. Skoro życie to serial a każdy rok waszego życia to nowy sezon. To zapytajcie się siebie.

- Kim jest mój protagonista (oczywiście że ja)
- Kim jest mój antagonista?
- Jaki mam obecny problem w odcinku?
- Jaka jest tematyka mojego serialu?
- Jaki to gatunek? obyczaj, komedia czy dramat?
- Gdzie to zmierza?
- Gdzie jest haczyk?
- Kim są postacie drugoplanowe?
- Dlaczego te a nie inne?
- Jaki to ma związek z cała fabuła sezonu?
- Gdzie to prowadzi?
- Jakie jest środowisko mojego serialu?
- Zaobserwuj swoją scenografię.
- Jaki jest soundtrack? Czego słuchasz?
- Czy jest to spujne z całym serialem?
- W którym odcinku sezony się znajdujesz?
- Czy wyczuwasz kulminację, czyli coś nieodwracalnego?
- Jeśli tak to jak zakończyć sezon?
- Co z postaciami epizodycznymi?
Np: Ten facet który zwrócił mi uwagę na mojego psa. Po co ta postać, Jaki ma to związek do całej fabuły. Czy starał się mi coś powiedzieć? Jest zapowiedzią tematyczną sezonu lub suspensem kolejnego odcinka.

Czy lubisz ten serial? Czy jest ciekawy czy nudny? Jak możesz zmienić by sezon kolejny miał większą oglądalność. Które postaci wyeliminować skoro nie sprawdzają się.  Czy może zakończyć serial kulminacją nieodwracalną głównego bohatera? Czy może go zawiesić.

Życie to serial... czas trochę nad nim popracować. wymienić obsadę. Zmienić scenografię, Zmienić soundtrack :)







niedziela, lutego 07, 2016

PRZYGOTOWANIA PSYCHOLOGICZNE DO AKX2



Za tydzień jadę nagrywać nową płytę AKX. Na razie nosi tytuł AKX2 bo to takie filmowe trochę i śmieszne zarazem. Tym razem poprzeczka jest o tyle wyżej bo będę śpiewał po polsku a to zawsze trudniej. Inaczej jest zaśpiewać, you want me too so I do, niż... Chrząszcz przez szybę zatarł sierść.
Generalnie jest to moment by spreparować ten pomysł do jednej spójnej całości.  Bo na początku jest pomysł.  To mnie bardzo interesuje w genezie każdego z nich. Czy jest to film, muzyka, obraz, książka czy budowla z lego. Dlaczego to robię i co chcę tym osiągnąć. Jaki jest mój główny cel.

To tak jak w kinie. Czego chcę bohater i czego naprawdę chcę bohater. Pierwsza płyta z tego co pamiętam miała za zadanie udowodnienie sobie i innym, że potrafię nagrać płytę i że nie boję się śpiewać.  Muzycy zaproszeni do współpracy pomagali mi w dopracowaniu numerów tak by były one fajne. Pamiętam, że bardzo szybko odchodziłem od pomysłów, kiedy spotykałem się z uwagami, że brzmię jak piwnica pod baranami lub słaby Soyka. Wtedy robiłem krok zwrot i przemieniałem piosenki tak, że na twarzach pojawiał się entuzjazm. Mój wujek przyjechał, (niezależny artysta ze Starachowic) by zagrać na harmonijce. Po całym dniu spędzonym z nami podszedł do mnie i powiedział. Ej, co ty się tak im dajesz, by oni robili w tej płycie co chcieli. Odpowiedziałem, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, że na tym polega twórcza współpraca. Jeśli twoi muzycy dadzą wszystko z siebie i będzie się im podobało znaczy, że wykonaliśmy dobrą robotę.  Zresztą było to dla mnie jak najbardziej zdrowym podejściem, ponieważ oni nic nie wiedzieli o mojej muzyce (muzyki nie było) a ja wiedziałem wszystko o ich możliwościach muzycznych bo słyszałem ich wcześniejsze wykonania i byłem pod wielkim wrażeniem. Miałem jeszcze jeden psychologiczny aspekt do pogodzenia. Musiałem obronić się jako muzyk w świecie muzyków. Nikt nie wiedział, że potrafię grać na pianinie lub na gitarze.  Ja również  nie wiedziałem, ponieważ nie konfrontowałem swoich umiejętności z innymi.  Mało tego. Miałem trochę stracha przed totalną kompromitacją. Tydzień przed sesją widziałem się przypadkiem z pewnym realizatorem dźwięku do reklam, który pokazał mi swoją płytę i była okropna. Nie chciałem się okłamywać, skoro miałem się otworzyć na muzykę. W trakcie sesji przyjechali do mnie znajomi. Przyjechali gotowi by powiedzieć mi, żebym dał sobie spokój ale kiedy usłyszeli parę kawałków, byli mocno oczarowani i dali mi tym dużo energii.  Te kawałki były środkiem tego na co było nas stać, przez te parę zaledwie dni. Dopiero na sam koniec wykonałem piosenkę SO PURE, coś czego nie miałem przygotowanego wcześniej w formie demo. I to ta piosenka dała mi pewną swobodę i coś czego oczekiwałem od doświadczenia muzycznego i w ogóle muzyki, totalną czystość w tworzeniu. Jakiś odlot, którego nie da się opisać.  Ułamek pewnego uniesienia, który przypadkiem został uwieczniony w postaci pliku dźwiękowego.

Reszta jest nie istotna. W sumie jest, bo płyta doczekała się dystrybucji, istnieje w internetowym obiegu i dała mi możliwość przełamania i wystąpienia na scenie MĘSKIEGO GRANIA. No dobrze ale wchodzę ponownie do studia i ponownie będą nachodzić mnie te same pytania. Te same wątpliwości. Głownie dlatego, że tym razem chciałbym odkryć w sobie tego AKXa. Chciałbym określić się muzycznie i słuchać muzycznej intuicji. Na tym polega ten proces. Jak bardzo możesz się otworzyć w danej chwili i w jakim jesteś nastroju twórczym. Wtedy wyjdzie taka płyta. Taka muzyka. I trzeba być szczerym. Otwartym, prawdziwym, bezwzględnym bez strachu, hazardzistą ryzykującym za każdym razem, kiedy nowa piosenka jak w ruletce wygra z tobą lub ty przegrasz z nią.

Spójność AKXa polega na tym, że są to moje kompozycje wspierane głosem i pianinem.  Że gatunkowość tej muzy powoli schodzi z tego ROCK wręcz metalowego brzmienia do popu... Na tym polega ta zabawa. Ograniczenia będą wywołane tym, że nie będę stosował brzmień z komputera. Będzie to prawdopodobnie muzyka oparta na pianie basie i perce. Gitara będzie gestem lat osiemdziesiątych i Andy Summerowską melodyką.  Jest jeszcze kwestia tekstów. Czy moje kwadratowe myślenie i patrzenie na świat, będzie współgrało z muzyką? Każdy dobrze wie, że kiedy słyszymy coś po angielsku z lepszym lub gorszym akcentem ma zupełnie inne odczucie od tego,  kiedy słyszymy polskie chrząszcz brzmi w trzcinie. A tak już na koniec. Kogo to tak naprawdę obchodzi. To jeszcze jedna piosenka jak jeszcze jeden film i jedna płyta, obraz, wernisaż, wartościowy przede wszystkim dla autora dopóki nie stanie się owe produktem.

Dla mnie AKX zawsze miał mianownik psychologiczny. Odnalezienia siebie poprzez muzykę. Wyrafinowaną abstrakcją z nadmuchanym ego  do kreacji nowej postaci scenicznej a nie linearną opowieścią w kinie. I to będę starał się odnaleźć za tydzień.

piątek, lutego 05, 2016

Z PAMIĘTNIKA MŁODEGO ZIELARZA

  Obudził się jeszcze przed piątą rano. Właściwie obudziła go jego dwu i  pól miesięczna córka. Prosiła o przewinięcie. Właściwie nie prosiła ale szkfilowała dzwiękami zapowiadającymi rychły płacz. Nie lubił kiedy płacze. Zerwał się i przewinął maluszkę. Poranek na Białołęce miał nie różnić się od pozostałych. Zważywszy na okoliczności jego przeprowadzki z centrum miasta na to odludzie.  Córka była priorytetem, tak jak córki powinny być priorytetami dla swoich ojców.  Generalnie był mocno podkurwiony ale codzienna lektura Potęgi Teraźniejszości Eckharta Tolla, pozwalała mu wytrzymać w tu i teraz, bez totalnego załamania nerwowego. Wczoraj skończył kolejny serial i po serialowa posucha ne wróżyła nic dobrego. Zawsze, kiedy kończył serial przeżywał swojego rodzaju żałobę. Oglądając dziennie jeden sezon, czuł się jak niegdyś mol książkowy, którego lektura odrywała od rzeczywistości. Zastanawiał się, co tym razem spowodowało to dziwne uczucie pustki poserialowej. Czy w związku z bohaterami? Jego obecną sytuacją? Czy motywacją by zacząć robić coś bardziej produktywnego.  Włączył radio w kuchni i odgrzał zupę pomidorową,  przygotowaną przez jego przyszłą teściową. Nie umiał gotować a jeszcze bardziej nie umiał jeść. Szybkość i zachłanność jego jedzenia, działała na wszystkich układ nerwowy. Dlatego jadł w pojedynkę, by już nikt nie zwrócił mu uwagi, że pożera wszystko jak odkurzacz. 

 Ciekawe, kiedy zauważę zmianę w radiu i doborze muzyki w programie trzecim?  Zastanawiał się. Nowe władzę przejęły wszystkie media publiczne a trójka była jedyną stacją, której słuchał.  Dobrze wiedział, że tego typu  zmiany programowe mózg rozpoznaje z pewnym opóźnieniem. Najpierw schodzi muzyka alternatywna, zastępowana szlachetnym bluesem a zaraz będzie słuchał z zaangażowaniem nowej piosenki Alicji Majewskiej.  Jeszcze bardziej pompatycznej, niż za czasów komuny, którą pamiętał. Zgasił radio i wyjął rozgotowaną nogę kury z zupy teściowej. Miał psa. Jedenastoletniego Labradora, który uwielbiał tego typu przysmaki. Zawsze, kiedy tak się działo z wdzięczności ostatkiem sił, pies próbował go gwałcić. Nie przeszkadzało mu to. Zresztą  nie czuł się jego właścicielem. Był jego opiekunem, dlatego pozwalał mu na więcej, niż nakazuje tego procedura pana i jego psa. 

 Jego  zadaniem na początek dnia, było napisanie czterech istotnych maili. Istotnych w  jego hierarchii spraw istotnych. Wiedząc, że jeśli tego nie zrobi teraz, to tego nie zrobi w ogolę. Nauczył się tego z wielu książek motywacyjnych, które trzymał koło łóżka ale rzadko do nich zaglądał. Stresował go scenariusz bycia perfekcyjnym, dlatego nie przeczytał rzadnej z nich do końca Jednak same okładki i tytuły, motywowały go, by robić cokolwiek nie czekając i to mu absolutnie wystarczało. 

 Pierwszy mail, był kierowany do pewnej poetki, która miała mu pomóc przy pisaniu tekstów piosenek za darmo. Sęk w tym, że właśnie spytała go o pieniądze, co trochę komplikowały jego plan.  Był przekonany, że poetki są wolne od kapitalistycznego myślenia ale rozumiał ją doskonale. Drugi mail był stuprocentowym tego przykładem. Była to prośba o przelanie zaległych pieniędzy za zaległe faktury za które już dawno zapłacił podatki, co zrujnowało go doszczętnie w tym miesiącu. Trzeci mail kierowany był do jego producentki, by poukładać wszystkie zaległe tematy i podsumować by móc działać dalej. Czwarty był kierowany do pani od której wynajmuje mieszkanie, by dowiedzieć się dokładniej, dlaczego niektóre kostki do zmywarki są lepsze od tych gorszych.

Taka sytuacja.