piątek, października 30, 2015

PAŹDZIERNIK VS ŻYCIE



    Żyje tak jak i wy. Mam swoje dni tak jak i wy. Mam swoje sny, kolacje i śniadania. Mam swoje problemy i oczekiwania tak jak i wy. Żyjemy i na tym to polega.

   Czym dłużej żyję, tym bardziej oswajam się z trybem dwunastomiesięcznym. Szczególnie teraz kiedy mam 37 lat zaraz i coraz mniej rzeczy potrafi mnie zaskoczyć. Jesień taka jest jak była rok temu. Ramówka telewizyjna jest taka jak rok temu. Rząd się zmienił ale tak naprawdę u mnie nic się nie zmieniło. Może zrobiłem jeden film, oczekuje pierwszego dziecka, byłem na ślubie mojej mamy to tak naprawdę to tylko kolejny rok mojego życia.

  Na przykład Cyprys pies będzie miał kolejną operację na stawy. To życie właśnie. Monotonne. Nawet nie fascynujące. Zwyczajne. Dzień za dniem, tydzień za tygodniem, miesiąc za miesiącem rok za rokiem dekada za dekadą. Być może tego typu wypowiedzi z czytającymi, może być zrozumiane jako swojego rodzaju depresja ale ja mówię nie. To taki właśnie jesienny - zimowy czas.

 No i tyle, na dziś.

sobota, października 24, 2015

PITCHING POWRÓT DO LEGOLANDU



PICHING - Co to jest?  To czterdzieści do dwustu, przedstawicieli środowisk telewizyjno filmowych, którzy oglądają twoje wystąpienie (coś na kształt TEDa) jak po angielsku w 10 minut przedstawiasz swój projekt filmowy w fazie przygotowawczej (development) to tak po krótce. A co to jest pitching według mnie? Wielki stres.

To chyba jedyna forma filmowego zaangażowania, dla reżyserów i producentów, która przypomina trochę koncert zespołu na żywo lub teatr na scenie.  Podobnie wszystko może się nie udać. Możesz zapomnieć tekstu. Może cie zjeść trema, może nie zadziałać mikrofon, lub rzutnik lub twój film promocyjny będzie bez dźwięku i tysiące innych dziwacznych zdarzeń występowania na żywo przed nieznaną ci publicznością.

Wczoraj miałem przyjemność pitchować nowy projekt: POWRÓT DO LEGOLANDU.

I byłem przygotowany i był stres i rzutnik mógł nie zadziałać ale najtrudniejsze miało dopiero nadejść. Film POWRÓT DO LEGOLANDU jest oparty na moich doświadczeniach życia z ojcem alkoholikiem pod jednym dachem, przez dwadzieścia pierwszych lat mojego życia. Niby nic a jednak wszystko. Kiedy powiedziałem co miałem do powiedzenia i włączyliśmy film promocyjny w którym ja na ekranie deklaruje się jako Dorosłe Dziecko Alkoholika, było słabo.

Miałem ochotę powiedzieć, że ten gość na ekranie to nie ja, że to mój brat.  Jakby nie było robie swój coming out przed nieznanymi mi ludzmi. Co tam ich obchodzi jakiś reżyser i jego film. Szczególnie że opowiada o jakiś swoich traumach z dzieciństwa.

Film się skończył i wychodzę na scenę już inny. Nagi, totalnie. Nie było już tremy, zdenerwowania, był tylko wstyd i zażenowanie. Nawet nienawiść. Bo ja nie wiem co oni teraz o mnie myślą. Ja się boję. Ktoś poznał mój sekret. Taka to sytuacja.

- Czy są pytanie? pani prowadząca zapytała. Cisza, zero pytań. Patrze na nich, blady i na ugiętych nogach wracam do swojego fotelu. I nie mogę oddychać. Chcę spierdalać ale siedzę.

Jakiś gość z dwa rzędy wcześniej obraca się do mnie. Mina, jak u Felliniego ze snu z 8 i pół. I na co się gapisz chujku. myślę. No tak, tylko ja nic nie wiem o jego sekretach a on o mnie wszystko. Jebany. Popatrzył się i co. I co teraz. Jak spierdalać. Jak tylko się skończy to spierdole tymi drugimi drzwiami. Tak, tak zrobię. Pitchingu mi się zachciało, ha... filmu o DDA, ha...  sobie zrobiłem bum. Kolejny dzień z życia Aksinowicza. Co za żenada. Kiedy to się już skończy. Jeeee... skońcyzło.

Światła się zapalają. CHce spierdalać ale nie da się. CI ludzie zaczynają podchodzić gratulować. Pani z Finladnii pani z Niemiec. Jakiś producent... na ucho.. ja ja też jetem DDA chyba jestem, przyznaję się. Wywiad do magazynu KAMERA. Bo to jest mocne... ponoć.

No ja pierdole co za pitching wczoraj miałem. Konrad Aleksander Duma Pich Aksinowicz. Tak wczoraj wracałem z tych Katowic. Wymęczony, wyczerpany ale szczęśliwy. Powiedziałem, żyję. Pendolino jedzie dalej.


piątek, października 16, 2015

SCENARIUSZ A RZECZYWISTOŚĆ



    Ci co piszą, piszą. Ci co czytają muszą czytać to co tamci piszą. Ci co decydują, nie czytają, nie mają czasu. Ci co wierzą w to co napisali, nie czytają tego co napisali, bo boją się, że to nie to w co wierzą. Ci którzy mają robić to co tamci napisali, zmieniają, bo robienie z instrukcji jest nudne. Nie jest nudne tylko w momencie, kiedy można zobaczyć końcowy efekt na szybkim obrazku.

  IKEA i LEGO. To dla mnie dwie instytucje, które wykorzystują zasady instrukcji, czyli scenariusza do realizacji swoich pomysłów. Tylko wyrobnik, który to składa chce to złożyć, ponieważ widzi to na obrazku wcześniej.

   To ostatni zestaw który złożyłem. GHOSTBUSTER samochodzik. Tak złożyłem go z instrukcji. Dwa dni wcześniej pierdolnołem przewijak dla dziecka z IKEI. Też posługując się instrukcją. Po pierwsze wiedziałem co to będzie i podobało mi się to. Chciałem to mieć i zobaczyć.  Złożyłem to posługując się instrukcją nie zmieniając żadnego detalu. No może w przypadku przewijaka zrezygnowałem z paru śrubek jak zawsze zresztą ale całość pozostała bez zmian.

  Tak właśnie jest z filmem. Jeżeli wiesz co to ma być. Inaczej się to czyta, finansuje i robi. Dlatego jest coś takiego jak plakat filmowy. Zanim napiszecie co kolwiek, znajdzcie sobie odpowiednik plakatu lub pare plakatów, które was nakierują co pisać a innych co czytać i jak robić.







 Na tym polega ta cała zabawa.  No dobrze powróćmy do scenariusza.  Zapomnijcie o tym, że jedna minuta to strona w filmie. To jest na tyle umowne, że zawsze wylatuje z 15 minut filmu. Film własną siłą, wywala je ze stołu montażowego. Bo film to nie scenariusz. Film to lawirowanie dookoła scenariusza. Dlatego dobry scenariusz to wciąż nie jest dobry film.

 Na planie W SPIRALI doświadczyłem tego wszystkiego.  Mogę powiedzieć, że jestem scenarzystą ponieważ mój scenariusz jest gdzieś na ekranie. A czy scenariusz czyta się tak jak ogląda film? Nie. To zupełnie inna historia. To zupełnie inna instrukcja. Czy to jest błąd? Dla mnie jest to wciąż forma poznawcza. W końcu do instrukcji wybieramy ważne elementy. Operatora, scenografa, aktorów. Oni interpretują ten obrazek przewijaka dla dziecka po swojemu. Niektórzy z założenia widząc przewijak myślą, że jest to pułeczka na ksążki lub mały stolik. Będą ci mówić, że wiedzą co to jest przewijak dla dziecka a potem okazuje się, że w trakcie kręcenia wychodzi wam kołyska. I to jest nawet fajniejsze niż przewijak. Kołyska w której możesz przewinąć dziecko ale też uśpić.

 Czym szybciej sprecyzujesz czym jest twoja instrukcja tym lepiej dla czytającego, dla finansującego i robiącego. Dlatego czy nie lepiej napisać film pt: STÓŁ niż STÓŁ ŚLUSARSKI z dodatkowym IMADŁEM? Widzicie to? Bo ja wciąż widzę stół i rozumie zasadę jego działania.  Kiedy napiszesz STÓŁ i oni zrozumieją to jako STÓŁ. zobaczą plakat instrukcji i powiedzą. Robisz stół. Jesteś w domu. Bo teraz możesz na tym stole poukładać tyle różnych drobiazgów, szczególnie w trakcie kręcenia, że stół staje się stołem tortur lub przewijakiem.

 Oni muszą tylko rozumieć co budują.  Reszta zależy od reżysera. To on wie co chce postawić na stole lub podobnie jak reszta wykonuje stół, bo nie ma innej opcji. Takie projekty też są doskonałe bo nie ma nic piękniejszego jak zobaczyć piękny stół. Znamy stoły i lubimy przy nich jeść. Dlaczego miałby nie powstać kolejny piękny stół.  Wtedy też wychodzi, czy taki stół ma cztery nogi lub jedną i czy jest równy, czy jest dobrze wyważony. Wtedy wychodzi czy osoba potrafi go zrobić jak należy.

Więc pisz a niech oni czytają. Więc marz o tym stole lub przewijaku dla dziecka ale proszę cię. Nie idź dalej. Bo może wyjść ci przedmiot lub instrukcja o nazwie: saoihfapsoifhm lub mój ulubiony feafsrfcnse77 i jeszcze jeden: adfadsfdafadfadf i adsfadfadsfadf lub fasdfurnfdafiadf afddafa asdfadsfadf gtjwgtiwntrvqe goutewgiewjrt0wievedqpd fre0firjfeqrfierjfeofijerqpfqe qreifjqe[rfiqjerfqerifjqf qoerifjqre0fijqrefoirq qrifjq rfiqjf=qpf 

Teraz już wiesz dlaczego boisz się przeczytać własny scenariusz i wolisz go wysłać producentowi? Ja wiem :)

Na co czekasz. Przeczytaj to co ostatnio napisałeś. Zobaczymy czy jeszcze to potrafisz zrozumieć. Jeśli nie. To napisz od nowa. Ja przeczytałem ten wpis zanim go wysłałem. Chciałem być pewny, że to dobrze zrozumiałem, pisząc.

środa, października 14, 2015

A tak z dupy - czyli o głównym wątku w filmie



  Czasami po prostu trzeba zacząć. Zabawa polega na tym, by bez myślenia o czymkolwiek zacząć pisać.  Namawiam do zabawy, bo z tego może wyjść jakiś początek.  Właśnie to robię. Nic nie mam specjalnego do napisania. Nie mam tematu. Nie mam pomysłu. Piszę. Wy to czytacie. Kiedy coś takiego się dzieję warto zajrzeć do uczuć. Jak się czujemy. To najtrudniejsze ale od emocji warto zaczynać. Odnaleźć w sobie te couchingowe JAK SIĘ CZUJESZ? CO ROBISZ?

  Jestem w wirze pracy. Znowu piszę. Piszę nową wersje filmu Powrót do Legolandu. Tym razem wersję piątą.  Na czym to polega?

  Zmieniam totalnie strukturę filmu a zatem wszystko to, co tej strukturze nie służy. Struktura jest ważna, bo ludzie w kinie lubią odnajdywać się w niej.  I najważniejsze. Uwielbiają kulminacje. To zrozumiałem. W SPIRALI był filmem minimalistycznym z otwartym zakończeniem z ukrytą motywacją punktem zwrotnym. Słowem bardzo niszowy przekaz rozpoznania. Bo taki to był film. W Legolandzie chce dotrzeć do pani Halinki z nad przeciwko i do wyrafinowanego widza. Dlatego taranuje wszystko to, co mogłoby im przeszkodzić w zrozumieniu historii. I na tym polega w sumie scenariusz.

Są to przejścia z jednej informacji do drugiej, które mają na celu zaciekawić widza i wkręcić się w historię. Pierwszym zaczepieniem jest odkrycie wątku głównego, więc celu.

Indiana Jones miał arkę, Szeryf Rekina tak by można było doprowadzić do kulminacji.

Problemem dzisiejszych filmów jest brak dobrej kulminacji, ponieważ dobra kulminacja czyli innymi słowy coś nieodwracalnego, uniemożliwia zrobienie drugiej części danego filmu. Przykładem tego są Czułe Słówka dwa lub Chinatown 2.

Wątek główny jest tylko pretekstem a nie ideą. Tu popełniałem wcześniej zasadniczy błąd. To słowo główny, było dla mnie bardzo istotnym i najistotniejszym z możliwych tematów a nawet nie wiedziałem, że temat to zupełnie coś innego. Na tym polega historia. Posługujemy się wątkiem głównym by opowiadać zupełnie o czymś innym.

Inaczej. Moja Mama grała kiedyś rolę tytułową. w przedstawieniu KONIK GARBUSEK grała konika garbuska ale to nie była główna rola. Konik był celem fabuły. Tak samo jest z wątkiem głównym. On tylko jest z założenia ale nie jest tak istotny jak wszystko to o czym piszesz pomiędzy. I jaki masz główny cel. 

Wątek główny to szlak po którym widz może chodzić wierząc w osiągnięcie celu. I go osiąga bo wspina się. Więc wierzy w arkę a tak naprawdę film poszukiwacze jest zupełnie o czymś innym. Jest o niezłomności. Jest o wytrwałości. Jest o pasji.

Tak samo będzie w filmie o DDA. Tematyka jest bardzo poważna ale sam plot główny jest bardzo banalny.

  Zagubiony dwudziestopięciolatek przygotowuje się do roli ojca. Czy uda mu się odnaleźć siebie przed narodzinami? Czy będzie dobrym ojcem?

 Proste, czyż nie? Jest ro mówiąc po angielskiemu Redemtion plot. Czyli plot odkupienia. Bardzo popularny w tego typu dramatach. Mogę to samo powiedzieć o filmie SHAME lub sprawa Kramerów i Czułych Słówkach.  To bardzo ciekawy rodzaj fabuły, ponieważ szybko zyskuje swoich zwolenników w postaci widza. My oczekujemy odkupienia. Na tym polega ta droga życiowa. Rodzimy się by nagrzeszyć i się odkupić. To najstarsza historia dziejów nam znanych i przyszłych.

 Wykorzystałem swoje doświadczenia przed rodzicielskie właśnie po to, by ukierunkować widza i przeprowadzić go przez poważny problem ludzi z DDA. Bez tego, film byłby zrozumiany tylko dla DDA. A ma być zrozumiany przez wszystkich. Teraz w oparciu o wątek główny. Widz będzie miał prawo zrozumieć historię tego bohatera. Bo sam chce się odkupić w swoim prywatnym życiu.

 Film W SPIRALI nie daje tej nadziei. Tak jak nie daje nadziei film GŁÓD. I wiele innych minimalistycznych filmów, które kocham i przeżywam po stokroć. Film Powrót do Legolandu będzie filmem klasycznym. Trzeba mieć parę takich na koncie, by móc eksperymentować z widownią, już znaną i rozumiejącą przekaz wcześniejszych twoich filmów. I taki jest mój plan po W SPIRALI.

 No cóż, popisałem, rozgrzałem się, idę pisać dalej. Systematyczność w pisaniu jest wymagana. To jak jazda w pociągu. Kiedy wejdziesz, możesz podróżować tylko pomiędzy różnymi przedziałami ale pociąg jedzie dalej.

A teraz ty, zejdź z tego internetu. Otwórz pustą stronę i zacznij po prostu pisać.


poniedziałek, października 12, 2015

KAMERA AKCJA


  Łódź. Brudna. Piękna. Rozkopana.  Rozkopana tak, że trzeba mieć samochód typu jeep lub innego rodzaju czołg by udało się dotrzeć do wytwórni filmów fabularnych w Łodzi. My mieliśmy. Dotarliśmy. Przygoda.

  Ja nie chodzę do kina a szczególnie nie chodzę na filmy na festiwalach. Dlaczego? Ponieważ boję się, że zostanę zamknięty na półtorej godziny w miejscu, w którym nie chcę być. To tak jak z muzyką graną na imprezach. Porywa cię pewien utwór do tańca i masz frajdę do momentu, kiedy nadchodzi piosenka, której nie lubisz ale w związku z tym, że już tańczysz i chcesz tańczyć, bo to prze zajebisty stan, robisz to. Czekasz na kolejną piosenkę. I ta kolejna albo jest zajebista albo już tak chujowa, że schodzisz z parkietu. Schodzisz i już nie wracasz. Wtedy pijesz. I pijesz mocno.

 Oczywiście czasami muzyka tak podchodzi, że każda piosenka jest lepsza od poprzedniej i nie ma czasu na picie. Jest tylko zabawa, rozluźnienie i taneczny orgazm. I tak miałem na tym festiwalu.  Miałem filmowy orgazm.

  Zaczęliśmy bardzo niewinnie od filmu AKTORKA. Dokument o pani Czyżewskiej. Tej Czyżewskiej, którą znamy z tych przez zajebistych filmów lat sześćdziesiątych. Co za gwiazda. Co za temperament. Jak taką okiełznać. Maryśka.... !!!!! krzyczał na swoją siostrę Zbyszek Cybulski w filmie Giuseppe w Warszawie. No i jest film o niej. O emigracji. O problemach polskich aktorów z przystosowaniem języka i kultury do grania. Oj trudno mają aktorzy za granicą. Trudno jest zrozumieć, że nie będzie się Meryl Streep nawet jeśli ma się to wszystko co Meryl Streep. Jak trudno sobie uświadomić, że nie da się zrobić gwieździstej kariery będąc kimś kto nie mówi po angielsku od dziecka. To samo odnosi się do aktorów. Są wyjątki ale to taka skuwka zasuwka i tyle.

 Średnia wieku na festiwalu to piętnaście lat. Młode dziewczyny ubrane w czarne swetry i magiczne martensy. Tak, to się dzieję naprawdę. Ci ludzie wciąż istnieją. Dołują się w 2015 tak ja ja dołowałem się w 1995. Moje ziomki. Chłopaki? Zniewieściałe emo w spodniach typu rurki. Chudziutcy, bladzi z brodami typu jestem z chin, ale mają. No i oczywiście. Jaranie szlugów, bo jak jarasz to jesteś dorosły.

  Ja pierdole, też tak miałem. I też chodziłem do kina i też miałem zdołowaną minę. Tacy ludzie chcą robić filmy. O dziwo i tu następuje paradoks. Czuję, że oczekują od filmów czegoś więcej. Nie chcą doła. Chcą przebudzenia. Ja miałem to samo. Cześć Tereska nie była moim marzeniem w tamtych czasach a MY PRIVAT IDAHO lub CO GRYZIE GILBERTA GRAPE. Bo mnie kurwa gryzło. Dlatego oni chcą film MŁODOŚĆ a nie W SPIRALI. Po chuj im historia dwojga ludzi w związku, w którym jedna osoba z drugą nie mogą się dogadać.  Na to mają czas.  Teraz mają inne pytania na głowie. Pierwsza miłość. Co będę robił w życiu? Kim jestem? Czy warto się ruchać czy nie warto?  I bardzo dużo telefonów komórkowych.  Ci ludzie oglądali filmy a ich mordki były podświetlone przez małe ekraniki telefonów komórkowych. Mam to samo, więc luz. Ja tylko nie potrafię wchodzić na FB w trakcie filmu, bo się tak nauczyłem. Głupi ja. Ale wracając do orgazmów...

 Widziałem ten film VICTORIA. Niepozorny w jednym ujęciu. A potem, no ja pierdole. Jak mnie wkręcił ten film. Bałem się, przeżywałem, olśniłem.  Nic więcej nie mówię. Trzeba zobaczyć.

  Film W SPIRALI został odebrany pomyślnie. Miałem rozmowę, pierwszą w życiu na temat filmu. Jakoś poszło i do domu.

  Na zakończenie mogę tylko powiedzieć, że zaczepiła mnie parka młodych filmowców. Wiek siedemnaście lat z pytaniem, które i ja zadawałem. Czy warto iść na egzamin do szkoły filmowej w Łodzi? Oczywiście, że warto, odpowiedziałem a to że dostaje się tam wpierdol to już inna sprawa.

 Dziękuje Łódź.

wtorek, października 06, 2015

NIE LUBIE PONIEDZIAŁKÓW




   Tak naprawdę to jest mi wszystko jedno. Lubię poniedziałki tak jak i wtorki i środy. Czasami po prostu zdarza się pewna kumulacja pewnych wątków i łączy się w spektakularny climax.  Wczoraj miałem czysto filmowy poniedziałek.

  Zacznę od tego, że od wczoraj zacząłem dietę PALEO.  Ma ona przetrwać 30 dni i do końca życia w której eliminuje wszystko za wyjątkiem mięsa, jajek, warzyw i owoców. Brzmi rozsądnie ale zjedź sobie coś bez chleba to tak jak byś miał podcierać się chusteczką haftowaną a nie jak dotychczas papierem toaletowym. No może to nie najlepsze porównanie ale czy to ważne?

 Wsiadłem do samochodu z mojego wygnania na Białołęce i posiedziałem sobie w godzinnym korku na Wisłostradzie. Szczerze? W ogóle nie zareagowałem nerwicą. Mój super mercedes C 180 i jego ponad automatyczna skrzynia biegów jest stworzona do wolnej jazdy bez większego wysiłku fizycznego i mentalnego.  Szczególnie, że wiozłem na tylnych siedzeniach ważne cargo, ładunek mi bliski i śmierdzący, a mianowicie Cyproluda, psa nad psami.

  Cyprys wpadł w kolejne tarapaty swojej dysplazji odziedziczonej po przodkach wariantu DNA stwórzmy perfekt psa. Tak więc ten jedenastoletni Labrador ponownie zrobił coś sobie z nogą i nie dość, że na nią nie chodzi to nie merda ogonem, nie sika, nie wydala i nie je, co dla tej rasy oznacza coś w rodzaju krytycznego stanu zdrowia.  Niestety zawsze mi to robi w weekend, kiedy specjaliści odpoczywają, więc i tym razem przecierpiał parę dni bez większej pomocy medycznej.  Prawda jest taka, że kiedy Cyprys nie merda ogonem i patrzy się na Ciebie z totalną pokorą, znaczy tylko jedno. Ta noga go napierdala tak, że my ludzie z tego bólu nie dalibyśmy rady. On tylko patrzy tymi oczami na mnie a ja mogę tylko powiedzieć. Przerabialiśmy to Cyprys, znowu weekend.

 Dojechałem do weterynarza, który wyciągnął strzykawką 500 mililitrów mazi obrzęku jego nogi z syfską mieszanką krwi i ropy po czym zrobiliśmy mu zdjęcie rentgenowskie.  Okazuje się, że te kości są już tak zwyrodniałe, że drobiny odrywają się i ocierają go pomiędzy stawami. To tak jakbyśmy mieli pineskę w bucie a musieli chodzić. Ten organizm siłą chce to wywalić więc robi ten obrzęk, niestety nic nie da się zrobić.

- Najchętniej obciął bym mu tą nogę, odpowiedział szybko weterynarz, tylko druga też jest chora więc to nie ma sensu. Ja wiem, że obcięcie nogi brzmi dość drastycznie (NO RACZEJ) ale proszę mi wierzyć pies nawet by o tym nie pamiętał (CZYŻBY?) dostał by nową młodość. (NA PEWNO) ale nic nie mogę zrobić, dam mu sterydy, potem będzie na lekach przeciwbólowych.

Już widzę jak mówi się takie rzeczy starym babcią, których boli noga choć w sumie, chyba tak samo się im mówi. Obetniemy pani nogi a będzie pani miała drugą młodość na wózku. (SZTOS)

Jest właśnie jeszcze jedna opcja, by kupić mu wózek. Ponoć niektóre psy szaleją i mają trzecią młodość na nim. To może nie jest głupi pomysł ale generalnie wierzcie mi, że kiedy dowiadujesz się, że nie można nareperować swojego ulubionego psa, czujesz, że jesteśmy tu tylko na chwilę.

Ale przecież nie tylko Cyprys miał być dzisiaj oceniany przez ekspertów. Mój ukochany c 180 mercedes z 1994 roku miał być poddany analizie eksperta. Tym razem pana Tadka lat 80 plus. Pan Tadek potrafi zrobić z jednego samochodu dwa, nawet jeśli się go poprosi, by nareperował tylko sprzęgło. Magik mokotowskiego osiedla i pasjonat. Z pewnością należący do teelexpressowych ludzi pozytywnie zakręconych w loży, no po coś pan to robi? .

Pan Tadek w swoim niebieskim kombinezonie pracy i specjalną przystawką do ucha, by móc rozmawiać przez jego Nokie rok 1999 i wykonywać czynności w tym samym czasie powiedział:

Złom, Podłogi prawie nie ma, zaraz pan zleci na jezdnie jak ci Jaskiniowcy z kreskówki. Da się to zrobić ale czas i kasa i to i tamto i takie tam. No musi pan się zastanowić co pan chce. Jeździć proszę wolniej, może na zimę pan go da no taka sytuacja.

I tak wracałem do swojego wygnania na Białołękę, bez korków tym razem. Prędkość czterdzieści na godzinę z psem z kulawą nogą, bez diety, bo już zapomniałem nawet o tym.  I sobie myślę. Tak, ja to jednak jestem koneser. Mam starego psa, stary samochód na stare kasety magnetofonowe, słucham starej muzyki, oglądam stare filmy, myślę po staremu i w ogóle starzeję się. Jak każdy z nas, który przebywa tutaj. I co? To tylko poniedziałek. Każdy miał swój. Lepszy lub gorszy. Ciekawszy lub bardziej podchodzący pod rutynę ale żyjemy. To bardzo banalne przesłanie wiem, czuje w tym podsumowaniu pewną infantylność. Takie jest życie. No ale już wiemy, że myślę trochę jak stary człowiek, więc pasuje to doskonale do tego postu. Żyjemy dalej.

niedziela, października 04, 2015

PRZYGOTOWANIA DO BYCIA TATĄ


  Here is Jhony...  to chyba najkrócej ujmując moje doświadczenia jako dziecko z moim ojcem. I od razu mówię. Moje ojcostwo nie koniecznie musi być lepsze lub perfekcyjne. Nie napinam się na super tatę, bo właśnie ci dostają potem największy wpierdol od swoich dorosłych córek, kiedy jedna i druga i trzecia mówi mu o tym jak je zawiedli. Będę zawodził, bo jestem człowiekiem wychowanym przez moich idoli, umówmy się. Nawet Jezus miał problem ze swoim starym, kiedy wisiał na krzyżu umierając mamrotał.

- Ojcze mój, czemuś mnie opuścił.

  Okay, więc nie ma tutaj co rozdmuchiwać tego jakim ojcem będę. Moja córka ma się świetnie w brzuszku swojej Mamy i jest jak najbardziej niezależnym człowieczkiem według swoich standardów życia. To bardzo złudne ale dla niej prawdziwe. Ma swój wszechświat i czerpie pępowiną z niego kiedy chce i jak chce. Dochodzą do niej tylko pewne sygnały innego świata. Dźwięki i dotyk.

Dopiero po narodzinach ten balans zostanie totalnie przekreślony. Absolutnie zerwany wraz z odcięciem pępowiny. Wtedy będzie najbardziej w swoim życiu zależnym człowiekiem od nas właśnie, rodziców.

Pierwsze stadium rozwoju dziecka według Erica Ericsona to faza ORALNO - SENSORYCZNA. właśnie wtedy, kiedy młoda będzie wszystko odczuwała przez dotyk. Uszlachetni się jej pierwsza ze cnut a mianowicie cnota NADZIEJI.

Dziecko ma nadzieję, że jego rodzice dadzą mu wszystko co potrzebuje do życia i do przeżycia na tym świecie.  Jest to swojego rodzaju UFNOŚĆ i NIEUFNOŚĆ zarazem. Dziecko ufa i zarazem nie ufa, bo chce przetrwać. Ma swoje standardy, które odczuwa.  Głód, chłód, nadmiar przestrzeni. Ogrom nowego środowiska i zmienność klimatu.

To co rodzice mogą dać dziecku w tej fazie to opieka, która w najlepszych wypadkach prowadzi do rytuału UBUSTWIENIA. Według Erica to właśnie wtedy zostaje osiągnięte, kiedy niemowlak ma wszystko od rodziców czego tylko potrzebuje. W tym samym momencie staje się totalnie ZALEŻNE od nich i prowadzi do wypaczenia tej formy w przyszłości a mianowicie do IDOLIZMU .

IDOLIZM to wypaczona forma rytuałów ubóstwienia, kiedy dziecko wyidealizowane w tej fazie kształtowania się osobowości oddaje to w postaci bałwochwalczych kultów ubóstwiania swoich przyszłych idoli i bohaterów. To może być też tata i mama (w najgorszym wypadku). A to nie wróży niczego dobrego.

Takie dzieci wierzą w swoich idolów i bohaterów do tego stopnia, że zakłóca im to samorealizacje i ostatecznie niezależność a na tym moim zdaniem polega rodzicielstwo.  I to jest moja teoria przyszłego ojca.

Moim zadaniem jako rodzica, jest przywrócenie niezależności mojej córki jaką miała w brzuszku swojej mamy. I tyle.

Moim zadaniem jest nauczenie jej podstawowych czynności przetrwania i osiągnięcia samodzielności. Nie znaczy to, że będę ją ganiał, by robiła sobie kanapki w wieku lat jeden. To tylko pierwsza teoria, która pozwoli by cnota NADZIEI nie przeobraziła się w nieustające łaknienie rytuału ubóstwienia.

Ja teraz widzę, że moja osobowość ukształtowała się w wypaczonym kultywowaniu bohaterów z komiksów filmów i ogólnego celebrowania ludzi, którzy są celebrowani. Plakat Indina Jonesa wisi u mnie na ścianie jak u niektórych pan Jezus. Ten sam, który miał takie wąty do swego starego na krzyżu. Ja mam Indiana Jonesa. Nieperfekcyjnego bohatera z którym się utożsamiałęm w dzieciństwie.

Mój bohater to łajdak, który zostawia kobiety na dziesięć lat po to, by po powrocie spytać się jej, czy wciąż ma naszyjnik z pewną wskazówką. Han Solo nie lepszy. Szmugler, łajdak hazardzista i kobieciarz. No cóż zrobić. Ubóstwiałęm swoich bohaterów, tak jak dzisiejsze dzieciaki tych zjebów w maskach AVENGERS.

Wracając do ojcostwa. Jutro przeprowadzam 30 dni diety PALEO z samymi jajkami mięsem warzywami i owocami. Dlaczego? Bo chcę być zdrowszy dla młodej, by mieć więcej energii dla niej i dla siebie. To taki mały start w tym wyścigu o jej równowagę w tym świecie. Na końcu wszystko ma się wszystkiemu równać. Tak to już tutaj jest na tym naszym świecie.  Tam w brzuszku jest perfekcynie.

sobota, października 03, 2015

MŁODOŚĆ - NIE DLA MNIE



 Wiem, że ostatnio pisałem o filmach HOLLYWOOD i trochę z niedowierzaniem patrzyłem w przyszłość tego kina ale okazuje się, że bardzo podobnie jest w przypadku kina studyjnego autorskiego. Wczoraj byłem na filmie 'Młodość' i nie potrafiłem wysiedzieć na fotelu.

 Naprawdę żyjemy w erze informacji. Powoli zaczynam rozumieć pana Saramonowicza, kiedy opisuje codziennie na facebooku różne zdarzenia i myśli. Kiedyś zrobiłby film, co zazwyczaj kosztuje człowieka od roku do pięciu lat życia. Dziś wystarczy napisać swoją opinię i przesłanie, a na drugi dzień dzieje się coś innego.  Tak samo jest z kinem. Ono jest wcześniej opisane i przemaglowane przez krytyków przez festiwale i na końcu w postaci dzieła trafia do nas w najlepszym wypadku do kina w najgorszym w telewizorze, a pomiędzy jest ściąg internetowy.

 I dla mnie MŁODOŚĆ to film informacyjny.  Para staruszków, którzy mi dają informacje na temat życia. Wbijają mi tabloid do głowy. Mówią: jak jesteś stary to jest tak a jak jesteś młody to jest tak- zobacz. Parę obrazków młodej babki z kontrastem do starych ludzi i piosenka. I dalej. Jeden ma takie rozterki starca, a drugi ma takie rozterki starca, a młody ich obserwuje lub gra na skrzypcach. Trochę obrazków i znowu piosenka. Okay.. jestem w kinie oglądam dalej. No i kolejna scena, jeden mówi mi jedną prawdę, drugi mówi mi inną. Nie zrozumcie mnie źle... mi się podobają te prawdy. Uwielbiam prawdy starych ludzi do młodszych, szczególnie, że ja niekoniecznie muszę być stary. Mogę umrzeć o wiele wcześniej na raka lub w wypadku lub inne takie, o których nie chce tu pisać w sobotę.

 No dobrze. Ale te prawdy są mi wbijane przez dialog a w filmie ja chcę to sobie sam przetrawić. TO tak jakbym poszedł do psychoanalityka i by mi powiedział: twoja stara jest zryta masz trudne dzieciństwo nie byłeś doceniany, ta laska, którą kochasz reprezentuje twoją starą a stara to odbicie dziadka a dziadek to po wojenna trauma itd. To po godzinie bym wyszedł olśniony jak po tarocie i chyba no nie wiem nawet co bym zrobił.

 To właśnie w momencie kiedy dana prawda sama dochodzi do ciebie i ty myślisz, że tylko o tym wiesz w kinie daje ostateczne filmowe doznanie. Ja wiem a oni nie wiedzą wow. Ja wiem o sobie a oni jeszcze nie lub .. wow odkryłem to ciekawe czy inni też.

 Niestety żyjemy w świecie informacji i kiedy pisarzyk krytyk lat dwadzieścia sześć dostaje kawa na ławę przesłanie może pisać a pisać. Może kopiować dialogi, może dopowiedzieć coś swojego porównać do Felliniego i innych wariactw. A gdzie innowacja ja się pytam?

 Czuję, że albo zaraz to wszystko runie i będziemy mięć awangardę lat dwudziestych naszego stulecia, albo będzie to bardzo trudne. Ja wierzę, że zaraz kino stanie się totalnie abstrakcyjne by znowu przyciągało. BO tak jak z fotografiami. Informacja wypiera już tematykę filmu i przesłanie.  Malarze zaczęli eksperymentować, kiedy zrozumieli że ich pejzaże można uchwycić przez migawkę aparatu fotograficznego. Tak jest z kinem. Widz nie potrzebuje przesłania i informacji, ponieważ dostarczana mu jest dwadzieścia cztery godziny na dobę w prostszej formie komentarza na facebooku czy w onet.pl.

Widz potrzebuje EMOCJI.... !!!!

Ja chyba naprawdę mam inne spojrzenia na kino i coś czuję, że będę długo cierpiał z tego powodu :)