PRZYGOTOWANIA DO BYCIA TATĄ


  Here is Jhony...  to chyba najkrócej ujmując moje doświadczenia jako dziecko z moim ojcem. I od razu mówię. Moje ojcostwo nie koniecznie musi być lepsze lub perfekcyjne. Nie napinam się na super tatę, bo właśnie ci dostają potem największy wpierdol od swoich dorosłych córek, kiedy jedna i druga i trzecia mówi mu o tym jak je zawiedli. Będę zawodził, bo jestem człowiekiem wychowanym przez moich idoli, umówmy się. Nawet Jezus miał problem ze swoim starym, kiedy wisiał na krzyżu umierając mamrotał.

- Ojcze mój, czemuś mnie opuścił.

  Okay, więc nie ma tutaj co rozdmuchiwać tego jakim ojcem będę. Moja córka ma się świetnie w brzuszku swojej Mamy i jest jak najbardziej niezależnym człowieczkiem według swoich standardów życia. To bardzo złudne ale dla niej prawdziwe. Ma swój wszechświat i czerpie pępowiną z niego kiedy chce i jak chce. Dochodzą do niej tylko pewne sygnały innego świata. Dźwięki i dotyk.

Dopiero po narodzinach ten balans zostanie totalnie przekreślony. Absolutnie zerwany wraz z odcięciem pępowiny. Wtedy będzie najbardziej w swoim życiu zależnym człowiekiem od nas właśnie, rodziców.

Pierwsze stadium rozwoju dziecka według Erica Ericsona to faza ORALNO - SENSORYCZNA. właśnie wtedy, kiedy młoda będzie wszystko odczuwała przez dotyk. Uszlachetni się jej pierwsza ze cnut a mianowicie cnota NADZIEJI.

Dziecko ma nadzieję, że jego rodzice dadzą mu wszystko co potrzebuje do życia i do przeżycia na tym świecie.  Jest to swojego rodzaju UFNOŚĆ i NIEUFNOŚĆ zarazem. Dziecko ufa i zarazem nie ufa, bo chce przetrwać. Ma swoje standardy, które odczuwa.  Głód, chłód, nadmiar przestrzeni. Ogrom nowego środowiska i zmienność klimatu.

To co rodzice mogą dać dziecku w tej fazie to opieka, która w najlepszych wypadkach prowadzi do rytuału UBUSTWIENIA. Według Erica to właśnie wtedy zostaje osiągnięte, kiedy niemowlak ma wszystko od rodziców czego tylko potrzebuje. W tym samym momencie staje się totalnie ZALEŻNE od nich i prowadzi do wypaczenia tej formy w przyszłości a mianowicie do IDOLIZMU .

IDOLIZM to wypaczona forma rytuałów ubóstwienia, kiedy dziecko wyidealizowane w tej fazie kształtowania się osobowości oddaje to w postaci bałwochwalczych kultów ubóstwiania swoich przyszłych idoli i bohaterów. To może być też tata i mama (w najgorszym wypadku). A to nie wróży niczego dobrego.

Takie dzieci wierzą w swoich idolów i bohaterów do tego stopnia, że zakłóca im to samorealizacje i ostatecznie niezależność a na tym moim zdaniem polega rodzicielstwo.  I to jest moja teoria przyszłego ojca.

Moim zadaniem jako rodzica, jest przywrócenie niezależności mojej córki jaką miała w brzuszku swojej mamy. I tyle.

Moim zadaniem jest nauczenie jej podstawowych czynności przetrwania i osiągnięcia samodzielności. Nie znaczy to, że będę ją ganiał, by robiła sobie kanapki w wieku lat jeden. To tylko pierwsza teoria, która pozwoli by cnota NADZIEI nie przeobraziła się w nieustające łaknienie rytuału ubóstwienia.

Ja teraz widzę, że moja osobowość ukształtowała się w wypaczonym kultywowaniu bohaterów z komiksów filmów i ogólnego celebrowania ludzi, którzy są celebrowani. Plakat Indina Jonesa wisi u mnie na ścianie jak u niektórych pan Jezus. Ten sam, który miał takie wąty do swego starego na krzyżu. Ja mam Indiana Jonesa. Nieperfekcyjnego bohatera z którym się utożsamiałęm w dzieciństwie.

Mój bohater to łajdak, który zostawia kobiety na dziesięć lat po to, by po powrocie spytać się jej, czy wciąż ma naszyjnik z pewną wskazówką. Han Solo nie lepszy. Szmugler, łajdak hazardzista i kobieciarz. No cóż zrobić. Ubóstwiałęm swoich bohaterów, tak jak dzisiejsze dzieciaki tych zjebów w maskach AVENGERS.

Wracając do ojcostwa. Jutro przeprowadzam 30 dni diety PALEO z samymi jajkami mięsem warzywami i owocami. Dlaczego? Bo chcę być zdrowszy dla młodej, by mieć więcej energii dla niej i dla siebie. To taki mały start w tym wyścigu o jej równowagę w tym świecie. Na końcu wszystko ma się wszystkiemu równać. Tak to już tutaj jest na tym naszym świecie.  Tam w brzuszku jest perfekcynie.

Komentarze

Popularne posty