poniedziałek, października 12, 2015

KAMERA AKCJA


  Łódź. Brudna. Piękna. Rozkopana.  Rozkopana tak, że trzeba mieć samochód typu jeep lub innego rodzaju czołg by udało się dotrzeć do wytwórni filmów fabularnych w Łodzi. My mieliśmy. Dotarliśmy. Przygoda.

  Ja nie chodzę do kina a szczególnie nie chodzę na filmy na festiwalach. Dlaczego? Ponieważ boję się, że zostanę zamknięty na półtorej godziny w miejscu, w którym nie chcę być. To tak jak z muzyką graną na imprezach. Porywa cię pewien utwór do tańca i masz frajdę do momentu, kiedy nadchodzi piosenka, której nie lubisz ale w związku z tym, że już tańczysz i chcesz tańczyć, bo to prze zajebisty stan, robisz to. Czekasz na kolejną piosenkę. I ta kolejna albo jest zajebista albo już tak chujowa, że schodzisz z parkietu. Schodzisz i już nie wracasz. Wtedy pijesz. I pijesz mocno.

 Oczywiście czasami muzyka tak podchodzi, że każda piosenka jest lepsza od poprzedniej i nie ma czasu na picie. Jest tylko zabawa, rozluźnienie i taneczny orgazm. I tak miałem na tym festiwalu.  Miałem filmowy orgazm.

  Zaczęliśmy bardzo niewinnie od filmu AKTORKA. Dokument o pani Czyżewskiej. Tej Czyżewskiej, którą znamy z tych przez zajebistych filmów lat sześćdziesiątych. Co za gwiazda. Co za temperament. Jak taką okiełznać. Maryśka.... !!!!! krzyczał na swoją siostrę Zbyszek Cybulski w filmie Giuseppe w Warszawie. No i jest film o niej. O emigracji. O problemach polskich aktorów z przystosowaniem języka i kultury do grania. Oj trudno mają aktorzy za granicą. Trudno jest zrozumieć, że nie będzie się Meryl Streep nawet jeśli ma się to wszystko co Meryl Streep. Jak trudno sobie uświadomić, że nie da się zrobić gwieździstej kariery będąc kimś kto nie mówi po angielsku od dziecka. To samo odnosi się do aktorów. Są wyjątki ale to taka skuwka zasuwka i tyle.

 Średnia wieku na festiwalu to piętnaście lat. Młode dziewczyny ubrane w czarne swetry i magiczne martensy. Tak, to się dzieję naprawdę. Ci ludzie wciąż istnieją. Dołują się w 2015 tak ja ja dołowałem się w 1995. Moje ziomki. Chłopaki? Zniewieściałe emo w spodniach typu rurki. Chudziutcy, bladzi z brodami typu jestem z chin, ale mają. No i oczywiście. Jaranie szlugów, bo jak jarasz to jesteś dorosły.

  Ja pierdole, też tak miałem. I też chodziłem do kina i też miałem zdołowaną minę. Tacy ludzie chcą robić filmy. O dziwo i tu następuje paradoks. Czuję, że oczekują od filmów czegoś więcej. Nie chcą doła. Chcą przebudzenia. Ja miałem to samo. Cześć Tereska nie była moim marzeniem w tamtych czasach a MY PRIVAT IDAHO lub CO GRYZIE GILBERTA GRAPE. Bo mnie kurwa gryzło. Dlatego oni chcą film MŁODOŚĆ a nie W SPIRALI. Po chuj im historia dwojga ludzi w związku, w którym jedna osoba z drugą nie mogą się dogadać.  Na to mają czas.  Teraz mają inne pytania na głowie. Pierwsza miłość. Co będę robił w życiu? Kim jestem? Czy warto się ruchać czy nie warto?  I bardzo dużo telefonów komórkowych.  Ci ludzie oglądali filmy a ich mordki były podświetlone przez małe ekraniki telefonów komórkowych. Mam to samo, więc luz. Ja tylko nie potrafię wchodzić na FB w trakcie filmu, bo się tak nauczyłem. Głupi ja. Ale wracając do orgazmów...

 Widziałem ten film VICTORIA. Niepozorny w jednym ujęciu. A potem, no ja pierdole. Jak mnie wkręcił ten film. Bałem się, przeżywałem, olśniłem.  Nic więcej nie mówię. Trzeba zobaczyć.

  Film W SPIRALI został odebrany pomyślnie. Miałem rozmowę, pierwszą w życiu na temat filmu. Jakoś poszło i do domu.

  Na zakończenie mogę tylko powiedzieć, że zaczepiła mnie parka młodych filmowców. Wiek siedemnaście lat z pytaniem, które i ja zadawałem. Czy warto iść na egzamin do szkoły filmowej w Łodzi? Oczywiście, że warto, odpowiedziałem a to że dostaje się tam wpierdol to już inna sprawa.

 Dziękuje Łódź.

Brak komentarzy: