niedziela, grudnia 03, 2006



Przyjezdzajac tu do Sydney, chcialem bardzo zakonczyc pare niewyjasnionych spraw, historii, ktore nurtowaly mnie przez caly moj pobyt w Polsce. Z cala pewnoscia sprawa duzego Brata byla na pierwszym miejscu. Chcialem sie dowiedziec jak moj przyjaciel odebrlal sobie zycie, i dlaczego.... I najwazniejsze jak, jego wspaniala mama i siostra sobie z tym radza. To byl bardyo trudny telefon przyznaje. Bylem bardzo blisko by powiedziec sobie ze zadzwonie jutro trzymajac sluchawke od telefonu. No bo co poweidziec? Co moglem im powiedziec? Wystukiwalem numer i odkladalem sluchawke... Serce mi po prostu napierdalalo tak jak bym dzwonil do jakiejs laski lub gwiazdy filmowej. wiedzialem tez ze jesli tego nei zrobie dzisiaj to juz nigdy mi sie nie uda... Cos mi mowilo zrob to dzisiaj przecierz jest sobota... weekend... zrob to... fuck! dzwonie... odebrala jego mama i spokojnie powiedzialem ze jestem kolega marcina.. Glos matki zadrzal i juz chciala powiedziec... ze Marcin... ale urwalem jej zdanie mowiac, ze wszystko wiem i ze chce sie z nimi zobaczyc... ze to ten zwariowany KOnrad filmowiec... Konrad :) Od razu sobie przypomniala.. Zwariowany filmowec pamietam... no i umowilem sie na spotkanie.



6 wrzesnia 2004 roku trzy tygodnie po moim przyjezdzie do Polski Duzy Brat odebral sobie zycie... zagazowal sie w samochodzie... nie chcial tu juz byc. Spedzilem z nim jego ostatnie miesiace a nawet o tym nie wiedzialem...

Jego Mama odebrala mnie ze stacji i od razu zucilismy sie sobie na szyje... Myslicie ze byla mowa o Marcinie? Oczywiscie ze nie... rozmawialismy o pogodzie, wakacjach, przyjezdzie, pracy, polityce, jedzeniu, cenach, nie mialem nawet sily by spytac sie... jak to sie wszystko stalo... dopiero po 5 godzinach obiedzie i butelce wina, temat Marcina wyszedl jak na dloni. Powiedzialem i jej i jego siostrze jak wywozil mnie nad Ocean, kiedy moje zycie stalo pod znakiem zapytania. Po prostu zawozil mnie tam i przyjezdzal po paru godzinach by zabrac mnei z powrotem. Bylo im bardoz milo. Pytali sie o kazdy szczegol moich chwil z nim, bo prawdopodobnei wiecej spedzal czasu ze mna niz z nimi.



W koncu opowiedzieli mi ta historie i nie napisal bym na blogu ani slowa o tym gdyby nie to jak zaskakujaca i nieprawdopodobna ona jest. Bylem w szoku ale wysluchalem wszystkiego do konca. Marcin planowal samobojstwo od miesiecy. Wchodzil na liczne strony internetowe ktore dokladnie mowily co zrobic i jak by przedostac sie na droga strone. Kiedy zagazowal sie w samochodzie i policja znalazla go po 4 dniach. W bagazniku mial przygotowany tez stryczek z dokladna instrukcja jego wykonania zciagnieta z internetu. Ale to nie jest cel tej historii... ktora chce tu opisac.



Chodzi tu teraz i przede wszystkim o jego Mame i siostre ktora tak kochal. Zostaly same. Siostre wyzucili z pracy. Powodem zwolnienia byl fakt ze przez strate brata robi za duzo bledow i nie potrafi w pelni funkcjonowac .. pierdy smierdy. Pewnego dnia Mamy kolezanka powiedziela by poszla do takiego goscia ktory kontaktuje sie ze zmarlymi. Bala sie tam pujsc ale w koncu sama poszal pewnego dnia... kiedy kolezanka nic nie wiedziala... Bylo tam ponad 100 osob. a ona stala tuz przed drzwiami... wyjsciowymi.. sluchala jak ludzie rozmawiaja ze swoimi bliskimi... i juz miala isc kiedy Facet przerwal i poweidzial.. Przepraszam ale mam bardzo wyrazny sygnal dla pewnej kobiety... od mlodego chlopca ktory zagazowal sie w samochodzie.. czy jest ktos tu na sali kto stracil kogos w ten sposob... ? Podniosla reke ze tak.



Wyszla na srodek. A facet zaczol dalej... mowil o dokladnych szczegolach by byla pewna ze marcin do neij przemawia.. I co najwazniejsze co pare minut powtarzal. Dostalas moj list? dostalas moj list? Jaki list pyta sie mama... facet mowi ze Marcin tweirzdi ze zostawil dla neij list w samochodzie... NIe bylo zadnego listu poweidziala.. Facet mowi ze on twierdzi ze byl. Na drogi dzien poszla na policje z pytaniem czy marcin nic nie zostawil... Policja powiedziala ze nie ale ona nie poddala sie i poszla do ludzi ktorzy trzymaja rzeczy takich osob po wypadkach jak marcin... Nie bylo glownego goscia tylko jakis niedoswiadczony koles. On dal jej ksiazke gdzie bylo napisane co bylo w samochodzie... gdyby byl ktos inny sprawa potoczyla by sie inaczej. Bo maja zabronione by pokazywac komu kolwiek ta ksiazke.. I oczywiscie to nie byl 20 dolars note... czyli banknot .. tylko note... czyli list... Dostala list od Marcina... prawdziwy pozegnalny list... w ktorym wszystko wyjasnia...
Dostalem go do reki i przeczytalem... nie moge nic poweidziec co bylo w liscie bo to juz bardzo personalne.. osobiste rzeczy.. ale ten pan zmienil jej zycie... byla u neigo juz 8 razy. Nagrywa wszystkie sesje... ja tez jednej posluchalem... Nie wiarygodne ile ten gosciu .... ah nie ma co mowic... nie potrafie juz wiecej na ten temat napisac.. ale.. bylem w szoku.. Wiem jak ludzie sceptycznie moga podejsc do tej historii ja tez nei potrafilem w to uwierzyc.. ale wiecie co... ni obchodzilo mnie to.... widzialem jej oczy... jego mamy... to jej pozwala zyc.... i zyje.... razem z nim. Urna stoi w domu... razem ze zdjeciami... wszystko na swoim miejscu a zycie biegnie dalej.... Na zdjeciach jestem z jego mama ...torche wstawiony jzu winem.... jest siostra z kolezanka ktora oglada zdjecia Marcina... Siostra na dzien mamy namalowala ich wspolny obbraz dla to ten rysuunek na gorze.... no i tyle... wrocilem do domu.. Ciesze sie ze zadzwonilem i cos czuje ze pan Marcin troche mi w tym pomogl... dzieki Duzy Bracie :)

1 komentarz:

Kasia_M_O pisze...

Trzymaj się...