piątek, października 30, 2009

NEW YORK DAY ONE



Co jest w tym wszystkim niesamowite... i bardzo pocieszajace to fakt, ze wsiadasz sobie do taxowki w warszawie na lotnisko, skladaz bagaze przed sprawdzeniem ci paszportu czy wogole mozesz leciec... wsiadasz w samolot... lecisz ladujesz w Nowym Yorku... wysiadasz, wsiadasz do taxowki i juz jestes na miejscu :)

w przypadku Sydney trzeba bylo przesiadac sie ladaowac odbijac... mowie wam... warszawa londyn londyn singapoor i sydney 24 godziny... a tu pstryk... na prawde to byl pstryk

A teraz pierwsze moje WOW... Nie wiem dlaczego, ale czuje sie jak bym tu juz byl... niejednokrotnie ale przez mgielke.. naogladalem sie tyle tego wszystkiego w tv i filmach i bylem w miedzy czasie w tych a nie innych krajach ze... czuje sie tu jak w domu.. tylko takim OSTRO WIDZACYM ORZEKAZIE.... wczoraj zalapalem te ulice mieszkam na 71 i zaraz przenosze sie na soho... i przygoda sie zaczyna

tutaj haloowinowe szalenstwo.. chce sie chyba przebrac... zobacze he he... no i ten marathon nowoyorski tez mam ochote troche pobiegac go... ale to tylko ochota bo jestem chlopakiem z ochoty

to tyle na razie na poczatek...

Brak komentarzy: