wtorek, lutego 06, 2007



Wyczerpany po planie Moniki zwanej Brodki wrocilem do domu i po pol godzinnej inhalacji z ziol mieszanek aptecznych zazucilem sobie Herbe plus wycisnolem tam cala cytryne... plus magnez... dwie rutinoskorbin dwa BAYERy vitamine c i gripex noc... BUM... i nei moglem spac do 3... :) a milem spac... shit. Kiedys jak sie chorowalo to nie dosc ze nie musiales isc do szkoly.. a to juz totalny bonus... to rodzice staja sie milsi... wiec pomarancze.. winogrona... filmy na video bez ograniczen.. pameitam ze pierwszy dzien po przyjsciu od lekarze. Wiedzac ze tydzien mam z glowy a pani z bioli miala mnie pytac i klasowka... po prostu raj... dopiero pod koniec okazywalo sie ze klasowka jest przeniesiona za za tydzien i ze generalnei tyle musze nadrobic przepisac czego i tak nei robilem.. ze powrot do rzeczywistosci byl kiepski...

Teraz w sytuacji X... kiedy nie ma nikogo innego tylko siebie... to ty musisz wstac i isc po pomaranczel i tak ich nie kupisz bo po co... ogladac DVD... nie ma szans... a keidy dzwoni telefon z zapytaniem czy jestes gotowy na spotkanie w sprawie pracy... trzy razy sie zastanawiasz i mowisz oczywiscie ze tak... no i sami widzicie.. nie mozna pochorowac... a oto relacja z planu Bordki

p.s kupilem te cholerne pomarancze

Brak komentarzy: