wtorek, sierpnia 31, 2010

PYCHA POMIĘDZY PROSTOTĄ

Krytycy znowu strzelają do moich bohaterów. Przeczytałem dziś nowy przekrój a w nim artykuł Michała Oleszczyka o starości moich Spielbergów Coppolów Scorsesow i Lucasów. Jest to bardzo interesujące bo działa na mnie jak filmowa terapia Potrzebuje czasem tak druzgocącej dawki prawdy o kinie moich bohaterów. Nawiązuje tu do wcześniejszego wpisu w którym przyznaje ze niczym alkoholik wpadłem w uwielbienie do czasów moich mistrzów i nie potrafię poradzić sobie z rzeczywistością. Czy jest coś w tym złego, że empatuje z karierami amerykańskich reżyserów, którzy dali mi tyle radości i utorowali moja pasje, miłość do kina? Szczególnie, że nie za bardzo co cokolwiek zachwyca mnie tak jak wtedy kiedy nie potrafiłem jeszcze czytać. Kiedy oglądałem same obrazy z dziwnym niezrozumiałym jerzykiem angielskim. Kiedy czasami mama lub tata czytali mi na głos drukowane białe napisy, które były dla mnie tak samo niezrozumiale jak sam język słyszany. Liczył się tylko obraz i to co na obrazie. Wierzcie mi ze wtedy nie chodziło o plot zaginionej arki lub gwiazdę śmierci ze Star Wars. Był tylko pan w kapeluszu i dziwny czarny pan w świecącym hełmie. Nie bez pozoru pisze o tym od paru dni. Przebudzam się z tego snu by zacząć stąpać po prawdziwej ziemi. Tej (filmowej) ziemi w której przyszło mi żyć. I nie naślę czają mnie optymizmem wróżby nostradamusa i Inków dotyczących zagłady świata w grudniu 2012. Nie podkręca to wewnętrznej śruby ro robić filmy puki jeszcze możemy je oglądać. Bardziej od jakiegoś czasu inwestuje w siebie jako autora by robić filmy które przede wszystkim ja sam chciałbym oglądać. To trochę śmierdzi paradoksem, ze ponieważ nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć w kinie staje na głowię by zaskoczyć siebie. Bo ja kocham kino a mojego kina nie ma już. Każdy reżyser musi mieć trochę z człowieka ogarniętego pycha tworzenia. Coś w tym jest. I pan Oleszczyk ma racje. Inaczej chodzę na filmy Tarantino a inaczej chodzę na filmy Spielberga. Na Coppolli wcale nie chodże a ostatni film Polańskiego mnie tylko przestraszył ze ja już nie potrafię oceniać czegokolwiek. Tarantino i jego Bękarty Wojny to jakieś szaleństwo. Jeszcze lepiej ogląda mi się go na DVD za drugim razem niż wtedy w kinie. Gorzej z Indiana Jonesem i czaszka kryształową... choć oglądałem go jak zdenerwowane dziecko ogląda swoja matkę na premierze nowej sztuki. podoba mi się co Truffaut powiedział o spielbergowskim DUEL pierwszym filmie kinowo telewizyjnym:

Wdzięk
Lekkość
Skromność
Elegancje
Dynamikę

w porównaniu do

Błahości
Pustki Moralnej
Naiwności

2 komentarze:

magdalena pisze...

musze "Bękarty..." obejrzeć na DVD, bo w kinie tylko widziałam i byłam zachwycona!

Anonimowy pisze...

'(...)

Wdzięk
Lekkość
Skromność
Elegancje
Dynamikę

w porównaniu do

Błahości
Pustki Moralnej
Naiwności'

te trzy ostatnie antywartosci zarzucano niegdys filmom Spielberga(?)a to go mocno ubodlo i zaczal tworzyc cos co przedstawia soba: 'Wdzięk
Lekkość
Skromność
Elegancje
Dynamikę' zauwaz, ze niemalze w kazdym filmie Spielberga wartosci wyzsze jak dobro, szlachetnosc, mestwo, wspolczucie sa pietnowane. raz lepiej (elegancko, z super historia, mistrzostwem filmowego jezyka, patrz'Lista Schindlera' a innym razem mniej udanie jak A.I. a propos Kubrick 'oddal'ten projekt Stevenowi, bo bardziej pasowal do jego osobowisci:) w Spielbergu jest cos z idealistycznego, naiwnego, heroistycznego. WOW!jednym slowem, dobro zawsze zwyciezy, nie ma tu miejsca na perwersje, dziwnosci, a jesli juz to perwersja zawsze jest ukarana, dziwactwo przedstawione jako pietnowanie akceptacji innosci (E.T., Lista, Amistad)meczenstwo innosci, hold. WOW! mistrzostwo polega na tym by nie byc banalnym, by rozkochac dzieciaki siedziacy obok rodzica w kinie'WOW!'By ogladajac Liste wnuczka i dziadek trzynajac sie pod reka cicho plakali...emocje, Spielberga hollywood, heroistyczny.
Ostatnio ogladalam wywiad rzeke z holenderskim rezyserem Paul'em Verhoeven (Basic instinct, roboocop), ktory przez wiele prcowal w hollywood (ciekawe bardzo historie o tym opowiadal przyznam)otoz Paul wspomnial, ze Spielberg bedac pod wrazeniem jego rezyserii zaproponowal mu wziecie udzialu w çastingu'do rezyserii 'powrotu jedi'. Steven po prywatnym pokazie jednego z wowczas ostatnich filmow Paul'a( nieco bardziej europojskiego w wymowie czyt. szczerego seksualnie) wyszedl z sali i nie dal juz nigdy wiecej od siebie znac. otoz jak przypuscza Verhoeven, Spielberg mogl sie przestraszyc, ze Jedi pod jego rezyseria moglby na oczach widzow kogos wychedozyc (...)sumasumarum wg mnie czescia sukcesu Spielberga jest jego ideologia, dobro zyciezy nad zlem, w kazdym zle jest odrobina dobra (Death vader, ten chlopak z catch me if you can...whoever) dzieciaki na calym swiecie bardzo chca wierzyc w herosow, Amerykanie jako narod. a Europa, stara dupa, wie swoje i kocha wulgarne i czesto piekne kino francuskie, Almodovara...
:)
pozdr cieplo!!! Iz
p.s. ten Verhoeven to naprawde ciekawy facet