niedziela, lutego 17, 2013

NIEDZIELA

Siedzialem caly dzien i szlifowalem ostatni draft. Szlifuje i zmieniam w obrebie scen a nad glowa unosi sie nieublagalny deadline i dni ktore zostaly mi do pierwszego klaps klapsa... A pomimo pomocy wielu ludzi, niektore rzeczy przyjdzie mi zrobic samemu. Np Kalendarzowke. Paradoks prokrastymacji scenariuszowej polega na tym ze pisarz zrobi wszystko by nie pisac. Posprzata pokoj swoj i innych ludzi, by tylko nie zasiasc nad waznym pisarstwem. Wejdzie na facebooka tysiac razy, by poszukac czegos wazniejszego niz pisanie... otoz.. jest cos bardziej prokrastymacyjnego niz prokrastymacja pisarska a mianowicie prokrastymacja kalendarzowki.

Kalendarzowka - czyli rozlozenie wszytskiego w czasie i przestrzenie na lokacje z uwzglednieniem aktorow, ktorzy moga tego dnia a nie moga tamtego dnia, wiedzac ktore lokacje sa a ktorych nie ma... tworzy sie taka ukladanke i szarade ze dzis... zamiast robic kalendarzowke wolalem pisac caly dzien... wiec nie mam kalendarzowki na ktora wszyscy czekaja ale mam ponad polowe nowego draftu... szlifu ktory i tak zmienil by kalendarzowke w zwiazku z cieciami i nowymi scenami. Wiec... najlepsza recepta na prokrastymacje pisarska to wyobrazenie sobie ze ma sie zrobic na jutro kalendarzowke. I taki to byl weekend... w Mariocie :) Obledny...

Brak komentarzy: