czwartek, maja 13, 2010

HARRISON FORD 1942 -





Miałem bardzo realistyczny sen dziś w nocy. Śniło mi się że zmarł Harrison Ford. To było tak naturalnie przeze mnie przyjęte jak każda wiadomość tego typu, jak każda katastrofa tego typu, jak każdy wypadek, który odsłuchuje w popołudniowych wiadomościach. I tym razem był to kolejny news ze Harrison Ford nie żyje. I widzę jego ruchome obrazki na czarno biało i myślę sobie kurcze ale szkoda. I pokazują te urywki z Indiany Jonesa i Gwiezdnych wojen, kiedy był jeszcze taki młody i pełen wigoru i te ostatnie zdjęcia kiedy był już takim dziadziusiem takim dziadkiem Harrison Ford jakiego wcześniej w ogóle nie widziałem. Nawet pomyślałem sobie, kurcze jak dawno go nie widziałem nie wiedziałem że aż tak postarzał się no tak był już na niego czas. I był wywiad z nim i on mówi tym swoim spokojnym Harrisonem że z życia wyczerpał co się dało i nie żałuje minuty... i koniec... Obudziłem się i lecę na imdb i wchodzę na Harrisona i uff żyje ma się dobrze i uff wygląda nie aż tak staro jak w tym śnie i uff ale fajnie. Bo z tym snem i jego śmiercią widziałem przed oczami newsy jak al Pacino, Nicholson, Spielberg, Woody Allen, Robin Williams, Eddie Murphy, Robert de Niro, i cale to pokolenie przeminie i zostaną tylko i tylko lub aż filmy. Wraz z nimi i my przeminiemy i to się stanie jak stało się z innymi wielkimi twórcami kina literatury poezji muzyki... I tak sobie myślę a przecież dopiero dzień się tak naprawdę zaczoł.. Spróbuje przeżyć ten dzień by nie żałować żadnej minuty... tylko ten jeden dzień tak na początek... bo przecież on przeminie i ja też...







Brak komentarzy: