wtorek, marca 06, 2012

LA FOTAINE - POŻEGNANIE


Moja historia Australijska bez LA FONTAINA jest jak AUSTRALIA bez kangurow i crokodyla Dundie. La Fontaine... moj ojciec chrzestny mojego pobytu 1998 - 2004. Wierny, madry, i jeszcze raz madry... dzis.. umiera... umiera na raka.

LA FONTAINE dzis nie mieszka w swoim SURRY HILLS domku w samym srodku miasta. Dzis nie pojdzie do swojej ukochanej pracy, bedac jednym z lepszych adwokatow kryminalnych tego kraju. DZis nie zapali sobie ulubionego papierosa... nie wypije ukochanego gunessa... dzis nei zje ulubionego australian pie... nie przytuli, nie pokocha... dzis umiera...

LA FONTAINE ma raka jezyka... to chyba najwiekrze zlo jakie moze sie przydazyc adwokatowi ktory kocha swoja prace... Nie moze palic ukochanych papierosow ktore doprowadzily do tego stanu. Nie moze pic gunessa.. bo nie moze przelykac... nie moze pracowac bo nie moze mowic.. nie moze jesc bo nei moze przelykac... ma przyczepiona rurke do brzucha ... dzis przyjmuje leki.. by nie bolalo...

W tym wszystkim ja... rozklejam sie jak dziecko... lzy leca same... bez opamietania.. nie ma sciemy... LA sie usmiecha, chwyta mnie za reke... pisze na kartce... how are you?

Ja mowie on pisze.. wolno.. w detalach opowiada mi o jego wyroku... mial 6 meisiecy a juz przezyl kolejne 6... moze jeszcze bedzie mial 4 moze 5... usmiecha sie... ja dziekuje mu za wszystko co kiedykolwiek zrobil dla mnie.. zegnamy sie... pomimo zmeczenia wychodzi na werande.. macha reka ... podchodze i mowie mu... I WILL SEE YOU ON ANOTHER SITE...

jeszcze raz usmiech...

napisalem moj numer telefonu na scianie wielkim markerem.. Maja zadzwonic.. ja mam wiedziec.. obiecali ze powiadomia...

kolejny dzien w australii.. gdzie emocje siegaja zenitu... gdzie juz nie ma maski... tylko uczucia...

Brak komentarzy: