wtorek, lipca 13, 2010

Zaczelo sie...

... tak wczoraj z nienacka. Z pisaniem jest jak z bodzcem elektrycznym. Musi dojsc, musi zabolec, musi potrzasnac cie i twoja psychika. Szczegolnie na dworze jest tak goraco i psychika sama w sobie jest podupadla. Szczegolnei kiedy wciaz reperuja balkony sasiadow i wiertarka nie nastraja do spokoju. Mlotki, wiertarki , stuki, puki, nerwica, bol glowy, alergia, w koncu antybiotyki i dobre bakterie od czasu do czasu, moze jogurt... Zaatakowal mnie insekt w posiadlosci Roberta Gonery. Od co taki maly pajaczek, czasami nazwyany kleszczem. Lekarz utopil go w czyms tam i podarowal mi siatke antybiotykow na 6 tygodni z profilaktycznym: Prosze sobei zrobic badania krwi 16 sierpnia by byc pewnym by nue miec buleriozy. Szczegolnie ze kiedy nie wiesz ze ja masz a masz to objawy przypominaja stwardnienie rozsiane a to juz nie zabawa. Zreszta kazde zapalenie mozgo czy ich opon to dla mnie naprawde wazny punkt w ciele. Ponoc tamtejsci ktorzy zyja w sobotce przyzwyczajeni sa do wyrywania sobie kleszczy ale ja z pewnoscia nie. NIe dotykalem. Poszedlem do wladz lekarskich zaplacilem skladke wyrwali dali leki biore i taki to los pacjenta. Tak wiec kuruje sie i prochy wplywaja na moje samopoczucie. A samopoczucie w upalach nie zawsze wrozy nic dobrego. Jak w tym filmie spika lee... do the right things... to przez upal wszystkim na koncu odpierniczylo. Do tego stopnia ze spalili pizzerie wlocha sama. To wciaz moj ulubiony i najlepszy moim zdaniem film Spika. Dlatego lubie ogladac jego filmy wlasnie w lecie... sa zawsze gorace tak jak dzisiaj za oknem. Tak wiec zaczynam pisanie swojej Aksinowiczowskiej epoeji... Troche sie boje bo czlowiek taki niecierpliwy... wczoraj widzielm ten film Julia & Julia o pani ktora pisala ksiazke kucharska prze 8 lat a potem jeszcze raz zaczela ja pisac od nowa... To bardzo wazne w tym procesie by pameitac. Wszystko co napiszesz jest gownem. Ale te gowno mozna zamienic w zloto. Tylko cierpliwosci cierpliwosci i wytrwalosci. I tak tez mam. dobre slowa scenarzystow swiata. dobra wiare w to ze napisze a nie zepne sie by zbawic swiat. PO to by pisac prawde nawet jesli kituje. I najwazniejsze. BY to bylo moje i mialo serce. Bez serca teraz wszystko funkcjonuje robi sie takie mechaniczne. KOlejny film na ktorym bylem ostatnio w kinie ISTOTA... niby interesujace porownywalne do aliens lub muchy wrecz biologiczno obrzydliwe... jednak za duzo bylo tam struktury.. za duzo schematu paradygmatowego YES and BIG NO niepotrzebnych zwrotow akcji ktore oddalaly mnie od tej prawdy i od tego serca... sztuczne motywacje sa gorsze niz te ktorych wogole nie ma... nie chce rozwiazywac w swoim scenariuszu szarady konfliktu ktory byc moze nie musi miec miejsca... bo my... widzowie przyzwyczailismy sie do konfliktu w filmie... Nawet wczoraj w tym filmei Julia & Julia... byl taki na sile konflikt i ten paradygmat tego Yes i no przeszkadzal mi... nie wiem czy to jest dobre rozwiazanie. Natomiast ten film oglada sie i bedzie ogladalo jeszcze przez dziesieciolecia w zwiazku z postacia z ta sama Julie i Juliee... bardzo przesympatyczne bohaterki.. kazda na swoj sposob ktore docieraja do dwoch odrebnych grup wiekowych... wiem ze brzmi to jak durna dlubanina w strukturze ale wlasnie dlatego to wszytko wypalilo. Motto tego filmu brzmi: Nie boj sie swoich idolow i czerp z nich po to by bylo ci lepiej. Nawiazuje do tego wlasnie dlatego ze w moim filmie wystepuje idol bo wiem jaki wplyw idole maja na potencjalnego fana... Czy byliscie kiedys kogos fanem? Jakie to uczucie zaglebic sie w kims... pamietam ta scene z trufoe... jak w 400 blow... czyli 400 batow... ten chlopiec zaczyna wierzyc w balzaka... kladzie sobei jego portret. Robi swojego rodzaju oltarzyk. pali swieczke ktora potem przeobraza sie w pozar i ponownie doprowadza bohatera do katastrofy... W tym filmei postac idola jest kluczowa... bo moj bohater za wszelka cene chcialby sie stac czyims idolem.. ba chcial by byc lepszy od swego idola i tak sie napina ze jeszcze nic mu nie wyszlo... Dopiero kobieta powoli pomaga mu zlamac to samoczynne juz myslenie i doprowadza do rekonstrukcji jego myslenia o sztuce... PIsze o tym dlatego bo widze jak bardzo sie programujemy a nie do konca ten program jest dobry. Oczywiscie jest nasz ale czy dobry by realizowac nasze cele? O tym bede staral sie dojsc w tym filmie ktory pisze ale bez wielkiem spiny bo ja nie chce zbawic swiata. Chce tylko w koncu opowiedziec swoja historie... taki blog tylko ze w formie scenariusza.... :)

Brak komentarzy: