sobota, października 06, 2012

DROGA....

Zdecydowalem sie ponownie stawic czola moim ukrytym wymagania co do filmow ktore wciaz chcialbym robic. Ponownie w wieku 34 lat postanowilem sprobowac gdzies indziej z nowa energia, jesli w ogole jeszcze mozna miec jaka kolwiek energie. Jestem w momencie, kiedy ponownie stoje przed waznym wyborem drogi tutaj w Londynie. I tu juz nie chodzi o miasto bo moglby byc to Kijow, New York, Paryz lub Hongkong. Chodzi tutaj o jedynie o odrobine szczescia. Klasyfikuje to do szczescia takeigo jak sie ma na wygranej w totolotka lub do szczescia zwiazanego ze spotkaniem Kobiety swego zycia. Bo tylko wtedy tak naprawde te wszystkie energie maja mozliwosc zaistnienia. Wiec schodze na ziemie... przynajmniej narazie. Filmy o zwariowanych swiatach, kosmycznych podbojach, podrozami w przeszlosc beda musialy odpoczac w komputerowcyh folderach. Londyn nastraja mnie do opowiedzenia czegos prawdziwego. Jest to bardzo kuszace... i zaraz zamkne sie by to napisac.. To powinien byc taki 10 dniowy script... bo ja przestalem wierzyc w paradygmat. Przy ilosci paradygmatu w dzisiejszym kinie. Kazda scena jest tak przewidywalna ze zabija samo kino w kinie... pisz to tu i teraz, bo chce miec record tej drogi tutaj ktora prowadze od 2006 roku na lamach tego bloga... wiec to jest ten moment... tej historii... tej drogi..

Brak komentarzy: