środa, września 30, 2015

NIE CZEKAM NA NOWE GWIEZDNE WOJNY



   Chce napisać o tym jeszcze przed premierą, ponieważ wiele osób pyta się mnie czy odliczam. Kiedy mówię, że oczywiście odliczam, myślę o dziecku. LEA ma się urodzić w listopadzie ale oni pytają się czy odliczam do nowego STAR WARS. Nie... nie odliczam.

  Dla mnie Gwiezdne Wojny reprezentują zupełnie inną fascynacje, niż sam film i fenomen.  Dla mnie Gwiezdne Wojny to podróż PRL owskiego chłopca z Wrocławia, który odwiedzał obskurne kino MOZAIKA i oglądał bez zrozumienia te filmy. Odbierał inny świat po czarno białej kronice filmowej i po powrocie rysował, inspirował się, budował z LEGO to co zapamiętał i marzył o tym, że i on potrafi stworzyć światy mu nieznane. Innowacja była dla niego największym doznaniem.

Tak to ja. Ta inspiracja kinem spowodowała, że w latach 95- 98 zobaczyłem całą historię kina i innowacja wciąż mnie interesowała. 2001, Lenny, Nocny Kowboj, Lot nad Kukułczym Gniazdem i wiele wiele innych i tutaj następuje rok 2015.

Muszę to powiedzieć, ja zamerykanizowany filmowiec. Ostatni dobry amerykański film, który mnie zaskoczył to AŻ POLEJE SIĘ KREW. i już nic - no może MR NOBODY ale to już nie HOLLYWOOD. Tak bardzo chciałem tam robić filmy a teraz widzę, że w najlepszym wypadku mógłbym stać się reżyserem TERMINATORA 6 MAD MAXA 9 JURRASIC PARK 10 czyli innymi słowy. Byłbym częścią machiny marketingu i liczb. Fuj...

A gdzie innowacja? A gdzie nowe? To przecież jest stare. Nie da się opowiadać bez końca tych historii.

JURRASIC PARK, ALIEN, BATMAN, MAD MAX,  GHOSTBUSTERS, BEETLEJUICE, SZCZĘKI te historie są skończone.

Rekin już dawno umarł, Dinozaury już dawno wygineły, duchy zostały zniszcozne tego nie da się opowiadać bez końca. Trzeba nowych bohaterów... Indiana Jones już skończył swoje przygody.

E.T wrócił do domu, Titanik zatonoł.

Kiedy zrobili film ALIEN REVOLUTION i sklonowali RIPLEY wiedzieliśmy, że mogą już wszystko. Gwiezdne Wojny epizody 1,2,3 rozczarowały.

Wczoraj widzałem JURRASIC WORLD i nowego TERMINATORA... nie dało się tego oglądać. Arnold był starym robotem w zamieszanej po bez sensu fabuły. Można powrócić do oryginałów ale jest to tak przekombinowane no i nie wciąga.

Czy ja chcę zobaczyć starego HANA SOLO i stara LEJE i nowe dzieciaki i powrocające zło i VADERA? Nie... bo wierzę w kulminacje w filmach.

KULMINACJA TO NIEODWRACALNE ZDARZENIE.

Rekin umiera. Vader ginie. Oni się żenią. Arka została znaleziona. Oni się odnaleźli. On przeżył ten obóz i koniec filmu.

Porównując to do świętej Biblii, Jezus powinien zmartwychwstać i potem znowu nauczać i znowu go łapią inni źli ludzie i tym razem podtapiają  umiera i znowu się budzi... potem znowu naucza i jedzie do Europy i tam walczy z wikingami oni mu obcinają głowę a ten i tak przeżył potem wniebowstąpił ale powrócił 400 lat potem i tak dalej...

Dla mnie historia GWIEZDNYCH WOJEN skończyła się w momencie kiedy LUK palił pusty kostium VADERA i tyle. Koniec. Czy potrzebuje nostalgicznych podobieństw w postaci statku SOKÓŁ MILENIUM i innych nowych robocików by iść do kina? Ja dziękuje.

 Czuje się oszukiwany już teraz. To już nie dla mnie. Nie nabiorę się na ten merchandising. Więc nie pytajcie się mnie o premierę, bo dziś mam wielką ochotę nigdy na nią nie pójść.

Czekam na nowe historie, które mnie zachwycą :) A remakeom mówię od dzisiaj :) NIE, DZIĘKUJE.





I tak kurw pójdę na ten film, nie oszukujmy się. Mają nas w liczbach.

niedziela, września 27, 2015

DWA WESELA I POGRZEB - CZYLI JAK PRZEŻYŁEM WESELE MOJEJ MATKI




Ja nie chodzę na śluby. Nie mam tego doświadczenia, ponieważ nikt z moich znajomych się nie żeni.  Zazwyczaj zaczyna i kończy się na pierścionku zaręczynowym i tyle w temacie. Ja się również nie żenię, choć siły biurokracji mówią mi, że to bardzo ważne w momencie, kiedy umierasz i chciałbyś pozostawić coś po sobie. Ale od początku.

Chciałbym opisać moje ostatnie trzy dni pogrzebu i dwóch ślubów. Zacznę od pierwszego

Marcin umarł.  Człowiek jest a za tydzień przychodzisz na niechciane przyjęcie. Ja mam tak z pogrzebami i w ogóle ze śmiercią, że wszystko inaczej widzę. Mój mózg programuje się na jakiś dziwny klimat. Jestem uważny o czym myślę.  Jestem przekonany, że zmarły słyszy moje myśli i wie o mojej historii myśli.  Czuje się zawsze trochę rozebrany z tajemnic. Zmarły już wszystko o mnie wie. Kiedyś nawet nie potrafiłem się onanizować, bo czułem, że zmarły na to patrzy. Na szczęście nie muszę się o to martwić, bo skończyłem z moim Allenowskim Hobby ale powracając do tematu. Zmarły u mnie wie wszystko i o wszystkich. W jednej sekundzie wchodzi wszystkim w głowy i posiada wszelkie tajemnice. To właśnie dlatego organizowany jest pogrzeb. Chcemy by mógł zasnąć z tymi wszelkimi naszymi tajemnicami, by przypadkiem się nie wygadał. Śmierć to przecież wieczny sen.

Na samych pogrzebach moja interpretacja w TU I TERAZ jest mocno nadymana. W sumie towarzyszą temu wielkie emocje i marność nad marnościami. Dla mnie każdy dźwięk oddech przelatujący ptak, spadający liść, deszcz, słońce ma ponad naturalną moc. I już wam mówię dlaczego. Bo człowiek stykając się śmiercią w tym samym momencie uświadamia sobie jak wszystko dookoła żyje. Jak to wszystko jest prawdziwe. No i przede wszystkim , śmierć jest prawdziwa. Przecież to abstrakcja, że chowamy kolegę z którym rozmawialiśmy tydzień temu. Ja rozmawiałem. Mogłem więcej, mogłem w ogóle nie zamienić słowa. Przecież to było życie. Teraz jest życie i śmierć. Ja też umrę. Zasnę na wieki. Nikt mnie już nie obudzi. Będę dla moich żyjących przyjaciół na moim pogrzebie dowodem na to, że oni żyją ja nie. Mnie nie będzie. Marcina już nie ma.

Mała dziewczynka śpiewająca przepiękną piosenkę, jakże trudną i zawiłą, zachwyciła mnie i opowiedziała mi w pigułce o ostatnich latach Marcina. To było ponad polskie. Myślę, że zrobił ponad polski film. Jeśli porównać polskie kino do amfetaminy to czuję że Marcin w filmie DEMON osiągnął tam HAIZENBERGA. Coś tak czuję. I on też tak czuł, coś tak czuję. A kiedy czujesz, żyjesz. On tym żył.

Na drugi dzień miałem wesele przyjaciela operatora. Jakże inny świat. Jakże inna uroczystość. Tym razem bardzo religijnie i bosko, ponieważ narzeczeni wierzą w Boga i chwała im za to. Wierzą w Jezusa Chrystusa i wierzą w wieczną miłość.

Ja jestem cynikiem. No cóż, taki jestem. To nie znaczy, że nie wierzę w Boga lub w Jezusa. Umówmy się, że wierzę po swojemu ale czy to wystarczy? Moja wiara jest mała ale jest. Trzymam się tego kurczowo, bo wierzę, że ci co wierzą mają lepiej od tych którzy nie wierzą w ogóle.

I jestem tam oczarowany tym przepięknym miejscem. Siedzę na snopkach siana w przyrodzie z lampionikami. Widzę na własne oczy moich przyjaciół, szczęśliwych i prawdziwych w TU I TERAZ, że moje odczucia przyznam były bardzo egoistyczne. To już nie było ja żyję on umarł. To było ja żyję nieszczęśliwy a oni są szczęśliwi, bo wierzą w Jezusa. Też chce być szczęśliwy ale boje się uwierzyć no kurcze boje się zadedykować moje życie Jezusowi. Przepraszam. Wybieram limbo. Wybieram obserwacje. A oni nie przestają być szczęśliwymi. W tym lasku on piękny, dumny i ona w białej sukni i wianku. Dlaczego kurwa nie jestem szczęśliwy tak jak oni wszyscy tam. Już wam mówię dlaczego. Bo ja nie wierzę.

Z wiarą w Boga jest jak z tymi kartkami 3d. takie kartki pojawiały się w latach 90 tych. Przedstawiały mozaikę ale jak popatrzyłeś na to z innego punktu widzenia. Lub zrobiłeś małego zeza. NA pocztówce ukazywały się obrazki smoków i innych wspaniałości w 3D. Ci co nie potrafili na to popatrzeć inaczej nie łykali tych kartek i się zniechęcali. Bolały ich oczy od tego zeza i nic nie widzieli. A ci inni mieli totalną euforię i pragnienię dzielenia się tym, bo to widzieli.

No kurcze przymruż oczy a zobaczysz to jest zajebiste. I tak jest z religią. Ci co wierzą widzą, ci co nie wierzą nie widzą i tyle w temacie.  To było arcy pyszne doświadczenie.

No dobrze ale przecież kolejnego dnia ma być wesele moje Mamy... Jak ja to przeżyję.

No i jestem pierwszy w urzędzie stanu cywilnego w KIETRZU.  Miejsce przypominające czasy Gierkowskie. Drewno i luksfer. Poważny gobelin z orzełkiem.  Poważna pani w fioletowej todze i orzełkiem na łańcuchu. Wszystko wygląda jak poważna instytucja urzędnicza. Jakże inne miejsce od tego z wczoraj i tych liści i przyrody i boskiego spokoju.

 Jedyną niepoważną kontra punkcją tej biurokracji jest moja Matka. Teresa lat 60 ubrana w skórę niczym MADONNA z filmu WHOES THAT GIRL z Cyprysem psem 11 letnim i jego dysplazją stawów biodrowych, niczym w zaprzęgu przynosi im w serduszku przywiązanym do jego szyi cukierki, które oni (państwo młodzi) jedzą na oczach sędziny w dowód miłości zamiast obrączek. Czy można wyobrazić sobie lepszą abstrakcję?

Witamy w moim świecie. Ufff... w końcu w domu. Matka wychodzi za Niemca.

Lutz jest Niemcem zakochanym w mojej matce. Czy lepiej kochać, czy być kochanym. A srał to pies. Mama już zadbała o wszystko. Lutz też. Było kareoke, ognie sztuczne, film o parze młodej, Zumba, oczepiny, tańce i totalny show mojej matki. To był jej dzień a ja byłem dumny, że tak dobrze się bawiła. Byłem wzruszony, ja cynik, bo byłem świadkiem w TU I TERAZ i widziałem ją tak żywą tańczącą, że nikt mi tego już nigdy nie odbierze. Życie i szczęście. Jakże to wszystko kontrastuje z tym pogrzebem z przedwczoraj. Kurcze zaprosiłbym Marcina na to wesele, ciekawe czy by mu się podobało.

Moja rodzina. Nie widziana po 20 latach. Ciocie, Wójkowie, kuzyni, no i ci Niemcy. Ta babcia Lutza, która ma 95 lat.. Oj wiem co myślicie. wiem wiem... Tak ona stała na tej wieżyczce w Oświęcimiu to ona naciskała przyciski i produkowała bomby. Tak... każdy z gości po stronie polskiej pomyśleli sobie o tym  raz czy dwa... ja z trzydzieści dwa razy, aż do momentu, kiedy powiedziałem sobie... Jebać to (po angielsku FUCK IT).  Podszedłem do niej do Gerdy (tak ma na imię GERDA, czyż nie piękne? ) i z pomocą Lutza mówię.

Wielki szacunek żyć 95 lat i przyjechać do Polski na wesele swojego wnuczka. Naprawdę widzę całe jej życie, bo żyje i nie wiemy jak długo. Nie rozumie słowa po Polsku ale cieszy się, że jej wnuk jest szczęśliwy. No ja pierdole jest i konkluzja tych wypocin.

SZCZĘŚCIE.

Życie to takie długie momenty snu na jawie, kiedy budzimy się w czasie, przebudzamy na chwilę, kiedy ktoś umiera lub  kiedy jesteśmy szczęśliwy... i ta najpiękniejsza myśl, którą trzymamy i będziemy trzymać do końca swoich dni na tym padole.

Teraz i moja kolej... :)




czwartek, września 24, 2015

GEOPOLITYKA KONTRA RESZTA ŚWIATA



  Nikt nie chce wojny. Nie chcemy jej, bo nie chcemy umrzeć. Nie chcemy umrzeć, bo chcemy żyć jak najdłużej i oglądać jak Robert Lewandowski strzela gole w dziewięć minut.  W tym samym czasie chcemy być kochani, mieć dobrą pracę, mieć dobrą płacę i mieć lepiej od sąsiada.

 W książkach o manipulacji, którą ostatnio czytałem jest rozdział o społecznych zachowaniach. Kiedy dostajemy coś na chwile i potem nam się to odbiera, jeszcze bardziej tego czegoś chcemy. Tak było w okresie 1970 - 1980, kiedy nastąpiła mała odwilż i ludzie trochę zaczerpnęli wolności i potem kiedy się to odebrało, była rewolucja. Tak samo w Rosji w latach osiemdziesiątych. Ale nie chce tu o tym pisać, chce opisać zasadę równowagi.

Zasada równowagi polega na tym, że wszystko jest zbalansowane.  Kiedy bierzesz po jednej stronie nie ma po drugiej. Kiedy nie ma trzeba coś tam włożyć w zastępstwie. LEWA równa się PRAWEJ bardziej lub mniej. Niestety nie ma równowagi na świecie i to ten film tutaj pokazuje. Jest bardzo dużo ludzi biednych i głodnych. Wiem wiem, pierdole co nam głodni jak musimy się martwić o siebie ale to fakt. Ci ludzie żyją i głodują. Oni też chcą. Tak jak my chcemy więcej.

To tak jak ten nastolatek, który w końcu pocałował swoją dziewczynę, teraz chce dotknąć jej piersi a ona znowu mówi nie.






Ja nie poruszam tutaj tematu uchodźców ponieważ chciałbym trochę zrozumieć to szerzej. Bardzo bym chciał. Szczególnie, że wszystko jest teraz w takim ruchu i wielkim wahadle.

Skoro lewa powinna równać się prawej a niektórzy mają więcej po lewej to ci po prawej naturalnie chcą mieć więcej. Słuchałem fajnego wywiadu tutaj który mówi o tym właśnie że państwa nie chcą wojen, to jedynie zawsze wypadek przy pracy, kiedy coś nie daje się załatwić drogą polityki. Nawet nie mówię dyplomacji, ponieważ prawdziwa polityka polega na tym że przeciwnik nie ma innego wyboru jak iść w jedną lub drugą stronę tego równania. I właśnie po to by zbalansować i wyrównać jak CHINY i AMERYKA.



Podoba mi sie w tym wywiadzie, że można na chwilę zapomnieć o strachu i tym co będzie jak będzie tylko poptarzeć na to wszystko właśnie z tego geopolitycznego punktu widzenia równania sił.

Wszystko inne jest bez naszej już ingerencji. Przecież nie wiemy, kiedy umrzemy i jak? My tylko chcemy żyć lepiej i żyć lepiej i jeszcze lepiej. Może w momencie kataklizmu można wyrównać własny system wartości. Poredukować jak w równaniu te zera i wychodzi znowu proste równanie.

Ja chciałbym zredukować swoje potrzeby już teraz. Szczególnie, że córka w drodze i warto by było umieścić ją w tym równaniu. Jestem dobrej myśli.  Szczególnie, że to się u mnie dzieję już teraz a nie zaraz potem w chaosie zmian i takie tam



niedziela, września 20, 2015

GDYNIA GDYNIA JUŻ PO GDYNI - CZYLI JAK PRZEŻYŁEM PIERWSZĄ KOMUNIE


Będzie osobiście. Jesteście na to gotowi? No to zaczynamy. 


  Festiwal w Gdyni.  Obi Wan Kenobie z pewnością powiedziałby: Najohydniejsza przystań łajdactwa i występku, musimy uważać. Ale Gdynia to przecież nie port kosmiczny w MOS EISLEY, więc nie ma się czego bać. I przyznam, że totalnie się co do tej kwestii myliłem. Tam tworzy się powoli nasza generacja łajdactwa a z taką grupą raźniej.

 Jeszcze parę lat temu, kiedy widziałem te kasty starych producentów i reżyserów, zniszczonych od filmowego stylu życia i użalających się nad teraźniejszością i przemijaniem, bałem się ich w chuj. Dziś przechodzę obok nich i widzę, że oni siedzą i są może groźni ale oni by chcieli z nami rozmawiać. Oni by chcieli by usiąść obok nich i powiedzieć. Drogi mistrzu, szacunek za całą pracę i stres, który włożyłeś w powstawaniu swoich wielkich dzieł, które wychowały pokolenie polskiej i zagranicznej publiczności. Niestety nikt do nich nie podchodzi, bo mają na nich..., no co ja wam będę mówić. Mają inne sprawy na głowie np: Jak zrobić kolejny film. To skoro oni nie podchodzą to po co ja miałbym podchodzić. Nie podszedłem. Nie ma szacunku dla starych i dla młodych i chuj. To pierwszy fakt festiwalu. Ja mam z tym luz i oni też. Liczy się kolejny film.

I ci aktorzy, też chcą kolejnego filmu. Nikt nie chce tak naprawdę tych filmów, które już są. Chcemy tylko te, które mają dopiero powstać.  Filmy festiwalowe są pretekstem, by pogadać o tych następnych. Wyczuć kto lubi jaki film i w zależności od ważności rozmówcy w kaście, przytaknąć, że ma racje, jak coś jest genialne a coś chujowe w jego mniemaniu.

No i ja mam luz. Dlaczego? Bo właśnie skończyłem film i ciężar jeszcze nie opadł. Ja wczoraj nie chciałem walczyć o kolejny film, bo jestem wyjebany po ostatnim. Może za tydzień inaczej bym podszedł do sprawy ale tu chciałem odpocząć.



  Ja nie miałem wakacji. Słońce widziałem na ujęciach z TAMIREM i z Kasią Warnke na jej fazie na stole montażowym. Lub w ciemnej sali zgrania dźwięku.  Nie miałem słońca a tutaj była jeszcze woda. Czy to nie piękne, że taki człowieczek jak ja, widzi ten wielki zbiornik wodny w słońcu i po trzech minutach już czuje, że jego personalny I PHONE ładuje się bez podłączania go do prądu?

 Zajebiste uczucie jak szybko życie może pokazać swój spokój i to właśnie przez wodę. Woda to potęga. Zachęca do podróży. Gdyby ktoś podszedł do mnie i powiedział- Ej żeglarzu potrzebujemy jeszcze jednego śmiałka do podróży dookoła świata co ty na to? Odpowiedź byłaby natychmiastowa:

- Pojebało cie? Ja mam tu film na festiwalu, muszę go bronić weź spieprzaj dziadu :)

 Na szczęście nikt mi nic nie proponował. A ja nie musiałem być niemiły, ale marzyłem o pysznym śniadaniu. Jajka, bekon, soczek. No i mówię pani i mam. Dokładnie tak jak chciałem. Mniam mniam mniam.


Ale wracając do festiwalu. No ja pierdole ile stresu. Plecy mnie bolały, że mówię otwarcie. Jeśli miałbym organizować festiwal filmowy w głównej akredytacji byliby DARMOWI MASAŻYŚCI dla aktorów, reżīserów i producentów. Dla Producentów nawet byłby wliczony masaż erotyczny, niezależnie od płci produkcyjnej producentów. Jestem przekonany, że po roku mój festiwal byłby klasy nawet nie A ale jeszcze przed tą literką.  No aż człowiek chce kurwa, by ktoś go przytulił i pomasował. Ale mam przecież dziewczynę, której tu nie ma. Dobra sam sobie pomasuję. Więc wierciłem się rękoma tam po plecach, nie działa. 

No to opcja druga. Najebie się. Trzeba zrzucić ten ciężar jakoś. No ileż stresu, no przecież to tylko trzech ludzi  jurorów,  którzy decydują o lasach twojego filmu i twojej karierze i przyszłości. Bo oni czyli OPINIA PUBLICZNA na końcu lubią fakt.. Fakt numer dwa. Nagroda, znaczy że film jest dobry a bez nagrody, znaczy że chujowy.

Ooooo kurwa wielki mi stres jakaś statuetka, wmawiam sobie. Nikt nawet ze mną nie zrobił wywiadu. Jestem w innym spojrzeniu. Muszę mieć Inne spojrzenie na to wszystko, bo zwariuje. Wczoraj spałem w Hiltonie, dziś już jestem bezdomny. Już nie mogę chodzić na filmy, bo karta do logowania nie działa. No dobra. wyluzuj. To tylko jakieś nieporozumienia organizatorów. Oni mają inne sprawy na głowie, niż ja reżyser filmu tam jakiegoś tam w czymś tam. Trudno,  nie było wywiadów. Wielka ci egzaltacja. Pokory bracie, pokory. Wywiad sobie pierdolnij przed lustrem w toalecie publicznej za dwa złote, mówi mi mały ludzik w mojej głowie, którego się ostatnio słucham i to przynosi efekty.  Szacunek dla twórców, szacunek dla Jurorów, szacunek dla wszystkich. Okay. Daj na luz bracie.




  Mój ojciec nie mówiłem wam. Jest starym modelarzem. Od roku klei statki z małego modelarza. Więc Młody modelarz z papieru skumał się ze starym modelarzem ze Starachowic i tak się kumają od roku. Zrobiłem to zdjęcie ojcu i pokazałem mu prawdziwą skale jego ulubionych żaglowców. Oj był pod wrażeniem, był. Widzicie do czego zmierzam? To jest prawdziwe życie. Festiwal to tylko pewna mała część. Jedni chodzą do Piekiełka inni bałamucą dziewczyny (Bóg im za to zapłać, potrzebujemy namiętności i połączeń DNA) Inni patrzą na statek. Ja patrzyłem a plecy bolały.

Ostatecznie przestały boleć, kiedy dowiedziałem się, że nie wygrałem przecież mojego złotego pazura. Wygrał ktoś inny. Poszedłem zasmucony do samochodu, w którym trochę pomieszkiwałem.
Tylko tam mogłem być sam a na łódce, gdzie kimałem byli ludzie. Więc mój mercedes i ja. Siedzę za kierownicą i dołuje się. Film jest chujowy, bo nie ma nagrody. Już nigdy nie zrobię filmu, ba już nigdy nie chce zrobić filmu, po co ja to w ogóle robię.

I wtedy ten mały ludzik się odzywa i mówi.

- No i co jeszcze :)


Dziękuje za wspaniały czas na festiwalu. Przykro mi, że tak niefortunnie się skończył dla Marcina ale on by mnie zrozumiał, też kochał życie....





niedziela, września 13, 2015

GOTOWY NA GDYNIE



  Czuje się jak ten chłopiec z 1988 roku przystępujący do pierwszej komunii.  W końcu to będzie mój pierwszy festiwal filmowy na którym będzie pokazany mój film.

  Tak to prawda w reżyserii jest dużo EGO. Trudno jest nie napisać mój film i jednocześnie nie okłamywać się, że tak jest.  Przecież to jest też ich film. Samo ''ich'' już ich uwłacza a przecież bez nich, nie było by tego. Samo "to"  jest nic nie warte bez nich i ich, więc jaki mój? Mój mój moje moja .... czy na pewno?  Nie wiem.

   Moim filmem z pewnością stała się ZAMIANA, kiedy nie spodobała się i widzom i krytykom. Tak, wtedy to był niewątpliwie mój film. Ich już mniej. Jesteś tak dobry jak twój ostatni film, powiadają. Dotyczy to wielu twórców. Począwszy od statysty, kostiumografa, skończywszy na aktorach, producencie i reżyserze. Tylko, że ci ludzie mieli możliwość odkupienia się za ZAMIANĘ inną pracą, której ja nie mogłem przez ZAMIANĘ dostać. Tym samym nie mogłem się odkupić, bo nikt już nie chciał dać mi takiej szansy. To ten reżyser ZAMIANY, mówili. Przez sześć lat starałem się zrobić kolejny film.

  Ostatecznie zrobiłem ten malutki W SPIRALI.  Zrobiłem go sam. No jak sam. Chciałbym tak napisać ale to nie prawda. Nie zrobiłem go sam. Nie da się zrobić filmu samemu. Zresztą to uwłacza całej produkcji, by robić filmy samemu. Filmy robi się w ekipie. Tak. Dwudziestu paru ludzi zbiera się do kupy i jadą w nieznaną podróż. Tak było i tym razem W SPIRALI. Każdy na swój sposób chce sobie coś udowodnić. Aktorzy chcą sobie udowodnić, że są dobrymi aktorami. Operator że potrafi zrobić piękne zdjęcia. Montażyści, że znają się na fachu, dźwiękowiec, że wszystko słychać no i reżyser, że zrobi dobry film.

 Ja wciąż zastanawiam się, co to znaczy dobry film. Zastanawiałem się każdego dnia robiąc W SPIRALI.  Ostatecznie film jest dobry, kiedy jest dobry i tyle. I praktycznie wtedy kończy się rozmyślanie. I może dobrze, bo tego typu myślenie tworzyłoby nadmierne potencjały a one do niczego dobrego nie prowadzą. Zrobiliśmy ten film i tyle i tak to raczej należy użyć.

 I oni też zrobili. Mówię teraz o tych innych ekipach innych filmów pokazywanych w Gdyni. Oni też chcieli by były to filmy dobre. Tak jak i my. Nie ma filmu, którego ekipa chciałaby zrobić zły film. Nie ma operatora, aktora i aktorki. To ludzie weryfikują czy coś jest dobre lepsze lub gorsze. I to w konfrontacji z innymi dziełami.  Na ten przykład.

 Jeśli jesteśmy w klasie w podstawówce. I mamy tam 30 osób to z tej trzydziestki będzie najpiękniejsza dziewczyna z klasy. Ona jest i będzie najpiękniejszą. Po prostu jest ładna i tyle. Mogła by być ładniejsza ale nie jest, są brzydsze. A jeśli tą najpiękniejszą dać do innej klasy. Na przykład przeniesie się do klasy, gdzie jest parę naprawdę pięknych dziewuszek, wtedy zweryfikuje się ta ocena czy jest tą najpiękniejszą. W tym samym czasie my z naszej klasy będziemy musieli wybrać nową najpiękniejszą z tych, które zostały. Tym właśnie jest dla mnie konkurs filmowy. Jest to weryfikacja najpiękniejszej dziewczyny w klasie, dostępnych w danej klasie. Dlatego ciesze się jak dziecko, które jedzie na pierwszą komunię i nie wie jaki prezent dostanie. Samo przystąpienie jest już nagrodą. A elektroniczny zegarek z melodyjkami i tak już mam.  Ja lubię oglądać najpiękniejsze dziewczyny z klasy, choć każdy ma inny gust. Jak powiada mój ojciec. Jeden lubi pomarańcze, drugi jak mu nogi śmierdzą.

Więc niech wygra najpiękniejsza dziewczyna z klasy. Ba.... niech będzie nie tylko piękna ale i interesująca z którą można pogadać na różne tematy. Taka fajna dziewczyna z którą chce się chodzić.  Do zobaczenia w GDYNI. Z naszą drobną dziewczynką. 


niedziela, września 06, 2015

SZKOŁA RODZENIA


   Nie lubię szkół. Może mam traumę, ponieważ raz nie zdałem z sześciu przedmiotów w liceum. Raz nie zdałem egzaminu w szkole muzycznej i musiałem się przenieść do podstawówki, co zadecydowało o moim dalszym życiu. Raz nie zdałem z historii do liceum i w związku z tym nie mogłem pójść do tego liceum do którego chciałem i to też zadecydowało o moim dalszym życiu. Bo nie zdałem do szkoły filmowej w Łodzi i do szkoły filmowej w Katowicach i w ostatnim etapie do szkoły filmowej w Sydney AFTRS, gdzie próbowałem zdobyć papiery przez pięć lat by w ogóle się o to starać, co też zmieniło losy mojego życia. Co tu dużo mówić.

 Te skurczysyny biurokraci zmieniają na twoich oczach te twoje życie i jak tu kurwa lubić szkołę?

  Tym razem szkoła rodzenia. O kurwa znowu nie zdam. Tylko tym razem ja nie jestem zdającym, to moja Ola ma zdać. Mogą mówić i pieprzyć farmazony o tym jak bardzo jesteśmy potrzebni naszym drugim połową, prawda jest jedna. To ona ma datę egzaminu. Ja mogę tylko trzymać kciuki i przynosić jej ściągi z tej szkółki.

 Pamiętam jak w liceum od września zawsze straszyli nas tą maturą. Matura, matura ura rura aaaaaaa... Tutaj straszą porodem. PORÓD PORÓD PORÓD... RÓD RÓD BÓL BÓL dużo bólu.

  To naprawdę bardzo pocieszające, kiedy pani uczycielka zapewnia, że nie będzie już nigdy mówiła na ból skurcze bo ból to ból i nie można się bać bólu. To tak jak ta katechetka, która mówiła nam, że nie można bać się śmierci a sramy przed nią do dziś. Jebać to, wracając do szkoły rodzenia.

  Pięć spotkań po trzy godziny z małą przerwą na przysłowiowego bąka. I ci ludzie z tymi innymi ludźmi z brzuchami, które pokazują próżnie, kto ma lepszego kurwa chłopaczka i który jest bardziej pantoflowy od drugiego. Oj oj oj... moi koledzy z mojej klasy rodzenia, chłopaki co się z wami stało? I ja w tym kręgu płciowym. Reprezentant płci w tym cyrku rodzenia dzieci. Chociaż, żebym mógł trochę pomóc w tym rodzeniu... he he dobre sobie, zdygałbym przy pierwszej okazji. Poszedł na wagary.

  Myślę, że właśnie dlatego ci chłopcy są tak przejebanie mili dla tych swoich kobiet w tej szkole, ściskają je za ręce uśmiechają się a w duchu nieustannie myślą.

  OOoooo ja pierdole nie będę rodził o dziękuję ci panie, że mnie oszczędziłeś i za to o ja pierdole wytrzymam te trzy godziny oj wytrzymam dziewięć, tylko nie zmieniaj zdania. Uff nie da się tego zmienić i one też tego nie mogą zmienić, gdyby mogły, gdyby się kurwa mogły zamienić... hi hi hi hi OHhahahahahahah.... diabeł, szatan... ciii... anioł kurwa, anioł.... jestem aniołkiem kochanym przyszłym tatusiem i dobrym mężem. Siedzie na tych workach i szczerze pysk.

 Uczycielka tak jak wszystkie nauczycielki zrobiła pierwszy i ostateczny błąd na pierwszej lekcji praktycznej. Poprosiła wszystkich o zdjęcie obuwia i czar prysł.

  Jebało jak chipsami starfood z lat dziewięćdziesiątych. Jebało i nie tylko od innych uczniów. Ode mnie, też jebało. Czułem te cało dzienne skarpety jak razem z powietrzem na moich oczach dokonują chemicznej destylacji i to nie było miłe doznanie. Pieprzyć chemię. Jesteśmy w szkole rodzenia do chuja wafla.

A ona karze tym kobietom oddychać, tym przyszłym matką, zachłystywać się tą chemią ze skarpet. Oddychać przeponą i brzuchem. No ja jebie, naprawdę myślałem, że walnę ze śmiechu ale nie.. jestem aniołem, jestem dobrych chłopakiem to one będą rodziły... wowoohahahahah...cicho diabełku ty szatanie...  anioł. Kurwa. Dobry człowiek ze mnie, pomożesz tej swojej kobiecie, ona cie potrzebuje.

Jeszcze jedno o uczycielce, ponieważ tutaj organizatorzy postarali się o casting. To nie mogła być piękna młoda kobieta lub tym bardziej sexy lalunia, ponieważ dziewczyny poczuły by się urażone a chłopcy za bardzo by chciały chodzić na te lekcje..

To jest taka miła pani babcia starowinka w białym fartuchu z poczuciem humoru, która mówi mi jako mężczyźnie, że to w najlepszym wypadku stanie się i z moją kobietą w przyszłości. Kiedyś będzie miłą grubszą starowinką, wróżką kochającą dobro i takie tam. Bo może być też starą czarownicą wiedźmą whohahahahahah.. nie muszę rodzić jak zajebiście,  jetem diabłem cicho... jesteś aniołkiem jesteś i będziesz kurwa cicho bądź.  Cicho.. nie musisz rodzić.  Spokój.

No i lekcje teoretyczne. Hm... co ja mogę powiedzieć.  Inna pani uczycielka . Tym razem z naszej epoki, taka perfekt mama. Ładna mama napewno już po paru porodach, na pewno rodziła i to rodziła bez bólu bo jest perfekt. Zdała to na szóstkę. Taki kujon rodzenia dzieci. Oj każda z tych kobiet chciałby być taką perfekt rodzicielką. Na pewno.  Ale nie jest, bo uczycielka nią jest.

No i te pytania i ta psychologia na poziomie minus jeden, gdzie łączymy się w pary i dyskutujemy czym jest poród. Więc słucham tych ludzi. Czym jest dla kobiety chwila po urodzeniu dziecka.

- Wyczerpaniem
- Odpoweidzialnością
- Zwątpieniem


- No ja cież przepraszam.... SZCZĘŚCIEM... już nie wytrzymałem. Wszyscy cisza a pani.

Tak przede wszystkim szczęściem. Kobieta przeżywa euforie hormon podaje i tak dalej.

 O kurcze... jestem dobry... w teorii dobrze sobie radze... może to nie jest aż takie złe. Ponoć dostaniemy dyplomy, więc może tym razem zdam. W końcu jestem super chłopakiem super przyszłej mamy super Lei no powiem wam powoli zaczyna podobać mi się cała szkoła. Może szkoła nie jest na końcu taka zła. Może to ja tylko tak na to patrzyłem. Piętnaście miłych par oczekujących dziecka i ja razem z nimi...

Aaaaaaa nieeeee szatan... ciiiii... cicho... Anioł, anioł, aniołek.

środa, września 02, 2015

SEPTEMBER WRZEŚNIOWY ZAWRÓT GŁOWY

   No i co teraz? Mamy wrzesień. Co zamierzacie zrobić? Jaki macie plan na jesienne wieczory? Jaki macie plan na podwojenie swojej gotówki, może plany wakacyjne? Co z tym chłopakiem? dziewczyną? Zrywamy, czy dajemy im jesienną szansę? W sumie zaraz zacznie się kampania dla tych, którzy nie mają drugiej połowy a przezimować trzeba. Co z tymi książkami, które warto przeczytać? Lampka już kupiona, by było wszystko jasne, że  czytać trzeba. Co z koncertami, festiwalami, będziemy chodzić, czy tym razem wylądujemy w domu na kompie? A może serial? Kolejny rok, kolejny sezon, kolejna zima, kolejne święta, kolejne Zaduszki. Kolejny sylwester.

 Niestety szkoła się już skończyła i nie będzie pani, która przestrzega przed surowymi ocenami. Nie będzie żadnego programu i nie trzeba kupować książek. Nie będzie wagarów i 20 minutowych przerw. Będzie rutyna życia. Tak kochani. Koniec z marzeniami. Teraz tylko oglądać reklamy, kawałek programu i spać. Zarabiać, wydalać, wydawać, spać. Jak wam się to podoba?

  Ja wciąż jestem uczniem.  Uczniem klasy 36 i czasem zdaje egzamin czasem nie. I jestem oceniany w chuj. Tylko tych ocen nie widzę. Dziennik pani życia jest głęboko strzeżony przez boski sekretariat. Jeśli wszystko już zdane, umierasz. Dlatego kibluje już 20 rok w tej samej klasie i popełniam te same błędy na sprawdzianach. Pisze wyrachowywane wuz przez u zwykłe, bo lubię powtarzać klasy.  A program jest. Jest program każdego dwudziestolatka i trzydziestolatka. Nawet jest program osiemdziesięciolatka. To nasza prawdziwa szkoła. Szkoła życia.

  Zanim wejdziesz w nową ramówkę rutynowego świata. Rutynowej swojej klasy wieku, czy nie lepiej przygotować sobie malutki program samorealizacji? Czy nie lepiej jest wzbogacić się o pewną nową wiedzę, która pomoże ci w klasie następnej i następnej. Siedzenie przed komputerem i czytanie tych wszystkich pierdół na pewno nie pomoże. Dziś jeden ogląda mecz swojej ulubionej drużyny drugi gra na podwórku w piłkę i uczy się jak strzelać gole. Jaki jest Twój Gol na tą jesień.

   W końcu zaczyna się niewinnie od pewnego celu i planu. Chcesz być twórcą czy tworzywem? Po co jest być twórcą a po co konsumentem tego całego śmietnika. Rutyna, rutyna, rutyna. A może do teatru na kolejną nudną sztukę lub na nudny film do kina? Czy życie nie jest jedną wielką rutyną w momencie, kiedy się nie ma celu? Nie ma własnej klasy i własnej pani z linijką lub bez?

Pieprzyć to. Idę spać.

wtorek, września 01, 2015

POLISHWOOD - czyli hollywood po polsku


 W związku z pierwszym września i pierwszym szkolnym dzwonkiem, postanowiłem zrobić pewną analizę pewnych amerykańskich filmów zadając sobie pytanie:

JAK TE FILMY WYGLĄDAŁYBY W PARADYGMACIE POLSKIEJ FABUŁY? CZYLI CO BYŁOBY,  GDYBY TE FILMY BYŁY POLSKIMI PRODUKCJAMI?


i tak...

E.T.  -  Gdyby był zrealizowany w Polsce, wyglądałoby to tak:

Eliot czyli Eryk wychowuje się w małej wsi  bez ojca, który siedzi w więzieniu za nielegalne produkowanie spirytusu. Jego matka ma narzeczonego Pawła, który nie przepada za Erykiem. Nie lubią się.

Przylatuje E.T i chce za wszelką cenę wrócić do domu. Eryk postanawia mu w tym pomóc, bo sam najchętniej wyrwałby się z tego zadupia. Przyprowadza go do domu i pokazuje mamie, która po libacji alkoholowej z Pawłem akceptuje nowego członka rodziny. Niestety Paweł narzeczony, przestraszony faktem zgładzenia jego katolickiego mitu o jednym tylko Jezusie jest przekonany, że do ich domu zawitał szatan i wraz z pomocą przyjaciół z pobliskiej wsi morduje E.T wbijając mu widły w szyje. E.T umiera. Eryk rozpacza. I ostatnia scena. Kwiatek, który usechł w momencie śmierci E.T znowu zaczyna kiełkować. Daje to Erykowi nadzieję, że jest życie po śmierci. Eryk idzie do kościoła z kwiatkiem i kładzie doniczkę przed ołtarzem Najświętszej Marii Panny Zawsze Dziewicy. Koniec filmu.




POGROMCY DUCHÓW - wyglądałoby to tak.

Grupa przyjaciół z uniwersytetu wrocławskiego, zostaje zawieszona za przeprowadzania badań nad in vitro. Byli przekonani, że można stworzyć człowieka, który nie tylko, że potrafi być polakiem, może być "nadpolakiem" z wyuczoną historią Polski wraz z jego narodzinami.

Po ostatecznej porażce postanawiają założyć grupę pogromców duchów. Zafascynowani nową ideą założenia firmy i reklamowania jej w telewizji, przebierają się za duchy i straszą mieszkańców-korpoludzików, w jednym z wrocławskich nowych osiedli.

W tym samym czasie reklamują się w dzień dobry TVN jako grupa, która zajmuje się paranormalją  absolutną. Biznes zaczyna się kręcić. Oni stają się celebrytami. Każdy chce być z nim i ich życie zmienia się nie do poznania. Niestety, dwóch kolegów, którzy udawali duchy, też chcieliby być celebrytami a nie tylko duchami. Szczególnie, że jeden z nich rucha żonę drugiego. Ostatecznie jeden morduje drugiego i okazuje się, że nie ma duchów. I razem siedzą w więzieniu, gdzie w nocy przychodzi do nich prawdziwy duch tego umarłego i nawiedza ich. Jednak sumienie będzie ich dręczyć do końca kary i dożywocia, dla tego który zabił. Ostatnia scena. Bohater patrzy przez kraty, słysząc głosy i krzyczy - Nieeeeeee....


COMANDO  wyglądałby tak.

Marek jest komandosem. Był w Afganistanie, był w Iraku a teraz mieszka w Sobieszowie pod Jelenią Górą i myśli, że wciąż trwa wojna. Jego córka, żyje w ciągłym strachu, że może im się stać krzywda. Szczególnie kiedy ją molestuje w nocy. Ostatecznie gwałci. Zrozpaczona postanawia uciec, ucieka od gnoja.

Niestety Marek myśli, że została porwana i zaczynają się poszukiwania. Teraz cała polska szuka córki znanego i szanowanego komandosa. Ostatecznie córka poznaje chłopaka, który chciałby być wojskowym i zakochuje się w nim. Mają pierwszy raz, który ona uważa za pierwszy raz, bo z ojcem to się nie liczy i mówi mu że go kocha. Ten niestety ją zdradza i przyprowadza do ojca Marka. Sam dostaje awans i staje się komandosem, a córka popełnia samobójstwo. Ostatnia scena. Marek płacze na szczycie góry. Nie wie gdzie popełnił błąd. Słyszy dźwięki śmigłowców. To te wojny zniszczyły go, on jest ofiarą systemu.


POSZUKIWACZE ZAGINIONEJ ARKI 

Heniek zawsze interesował się archeologią. Z zawodu jest ginekologiem ale zawsze interesowały go skarby. Marzy o znalezieniu tego jedynego, który pozwoliłby mu na opuszczenie polski i zamieszkania, gdzieś tam, gdzie poczułby się lepiej niż tutaj. Zresztą, patrzenie w kobiece skarby fizjonomii zawsze go inspirowały i przekonywując, że istnieją lepsze i łagodniejsze światy. 

Pewnego razu jedna z klientek skarżyła się na bóle jajników. Jednocześnie opowiadając o mężu, który przed śmiercią zostawił jej pewne wskazówki do skarbu zakopanego przez Niemców, jeszcze z okresu wojny. Zaintrygowany, postanawia zawiązać z kobietą bliższe stosunki po wcześniejszym sprawdzeniu jej higienicznych możliwości. Ona zakochuje się w nim i razem postanawiają odnaleźć skarb jej męża.

W końcu znajdują ukrytą komnatę, gdzie ku ogólnemu zdziwieniu okazuje się, że jej mąż chował tam ciała swoich gwałtów i grzechów na nieletnich. Udokumentowane zbrodnie i liczne dowody oraz zmumifikowane ciała ofiar, fascynują Heńka, który wierzy, że ta komnata przetrwa pokolenia i będzie dowodem naszego jestestwa i kultury. Dziewczyna chcę pójść na Milicje (bo to się dzieje w latach osiemdziesiątych przy obradach sierpniowych) ale Heniek ją morduje i teraz sam staje się dziedzicem tej wielkiej tajemnicy. Ostatnia scena. Rok 2015. Heniek jest już starym obleśnym zwyrodniałym pedofiloginekologiem. Leczy kolejną nieletnią ofiarę swojego hobby.  Ona się uśmiecha. Niewinna, bezbronna, polka (to oczywiście mamy do czynienia z metaforą polek uwikłanych.. zresztą co ja wam będę mówił).


POWRÓT JEDI

Heniek Soloski jest zamrożony u zbrodniczego Jabby Hutta. Jego przyjaciele Łukasz i jego siostra Lena (z którą miał kazirodczy sex w ostatniej części, ale mu wybaczamy bo nie wiedział) postanawiają go uratować.

Niestety Jabba szybko orientuje się, że Lena chce odzyskać swojego ukochanego. Zakłada jej łańcuchy i gwałci ją przez pół filmu. Okazuje się, że tak jak bardzo obrzydliwą postacią w swojej posturze jest Jabba to jego widoczny dla widzów członek swoją obrzydliwością przebija jego inne części ciała.

Lena nie ma się za dobrze. Ma depresje. Nie chce jeść ale wie, że jej brat Łukasz przyjdzie ją uratować. Co też się staje. Łukasz przychodzi i ścina wielkiego pytonga swoim mieczem świetlnym i rozmraża Heńka. Niestety Heniek już dawno nie żył. Lena zdesperowana rzuca się w jamę sarlaka, gdzie będzie trawiona przez tysiąc lat. Ostatnia scena. Łukasz patrzy się w jamę i mówi. To była moja siostra. Koniec.

Nie wiem co to ostatnie zdanie miało by pomóc filmowi ale nie ja jestem od tego. Krytycy znajdą już drogę by to zrozumieć i pojąć. Potem pojmiemy i my czytając ich recenzje.

MISJA

O kurcze. Nic by nie zmienili.

 TAKSÓWKARZ

Przemek chciał być taksówkarzem. Niestety nie dostaje roboty bo nie ma wystarczająco pieniędzy na start. Zdesperowany, kradnie samochód i przerabia go na taksówkę. Poznaje pewną dziewczynę, która mu się podoba. Niestety zaprasza ją do kościoła na randkę, co przez małolatę zostaje źle odebrane i przestaje odbierać od niego telefonów. Przemek kupuje kałasznikowa od swojego przyjaciela rosjanina. Postanawia zabić prezydenta. Niestety mu się nie udaję i zamach zostaję udaremniony. Ostatecznie strzela sobie łeb na oczach całego świata i mediów. Ostatnia scena. Dziewczyna małolata widzi go w telewizji i mówi koleżance - Ojejku ja go znam ja z nim chodziłam. Miał na imię Przemek. Koniec.


SZEREGOWIEC RYAN

Główny bohater schodzi na plażę. Dostaje kulkę w głowę. Koniec filmu. To byłby film krótkometrażowy ale wysoko nagradzany z nominacją do Oskara w tej kategorii. Najlepszy film krótkometrażowy z dopiskiem Drama.


 WŚCIEKŁY BYK

 Stary pijak bokser bije żonę. Ona odchodzi. Postanawia się zapić ale nie ma pieniędzy. Zabija swoją sąsiadkę.