wtorek, stycznia 29, 2013

ZAJEBISTY EVER WYWIAD Z DIRECTORS

TV IN PUBLICK.... daje tutaj zajebisty interview tych wlasnie tych rezyserow 2013 roku.. i ich filmow i to co sie zmienia i jak sie zmienia i jak jest byc rezyserem tym rezyserem i teraz i tu... no .. kurwa dziele sie tu z wami tym... wow...



i praca domowa dla mnie aktorzy



aktorki :)

WRITING LONDON



Moja przygoda w Londynie sie konczy. Misja.. POKOJOWA MISJA LONDON... zostala dzisiaj zakonczona... Co moge powiedziec, podsumowac, jak bylo, czego sie nauczylem, refleksje, doznania, przygoda, Detox, nauka, cierpliwosc, Zrozumienie, Determinacja, Milosc, Pomoc, Dojrzalosc, Magia, Sztuka, Powsciagliwosc, Asertywnosc, Oszczednosc, Transerfing, Pasja, Prawda, Szacunek.



A przedewszystkim pisanie. Moje rzemioslo pisarskie wyglada zupelnei inaczej niz przed przyjazdem. Robert Mc Kee po tych 10 latach byl jak Yoda dla Luka... w krotkim czasie nauczylem sie bardzo duzo. Wykozystje te sztuczki i nei moge sie nadziwic jak bardzo to mnei zmienilo. Drabinki ukladaja sie w calosc a pisanie przestalo byc just an exercise ale zaczelo przyokminac to o czym sie tak dlugo uczylem i ogladalem. Wiem ze mam jeszcze w chuj do nauczenia ale przynajmneij mam pewien lewel za soba.. level psychologiczny... ktorzy maja pisarze przez lata a niektorzy nei przechodza nigdy do sastepnego levelu.. kurwa to moge poweidziec ze ja przeszedlem



Tez moj system wartosci jako czlowiek zostal troche wystawiony na probe. Tym samym znowu dojrzewam.. i te coraz bqardziej siwe z dnia na dzien wlosy mnei specjalnei nie dziwia.. jest to proces... tak... fizyczny i psychiczny... Dzis widzialem sie z przyjacielem kotrego nei widzialem pare lat. Podsumowal moje zachowanie po paru godzina konwersacji ze jestem skonczonym charakterem... gosc kotry sie nie podda a jak umrze to w momencie proby.. bo probuje, i robei swoje.. to bylo bardzo mile.. Gosc ma 57 lat.. wie wiecej niz ja. Przezyl wiecej niz ja.. Rozumiem jego zycie... bo rozumiem ludzi coraz bardziej... widze na czym to wsyztsko polega a te wszystkie stopnie wtajemniczenia zycia sa takie same... Polecam.. warto zadawac sie z 20 lat mlodszymi i z 20 lata starszymi bo to sie dzieje naprawde... te okrazenia czekaja na nas... te problemy czekaja na nas jesli dozyjemy oczywiscie.



Okurat przyjaciel z ktorym sie widzialem ma problem z rodzicami. Sa starzy, trzeba sie nimi opiekowac, maja swoje demencje swoje wylewy krwi do mozgi... wiedzieliscie moze ze jak czlowiek ma wylew krwi do mozgu i ktos w poblizu to szybko rozpozna.. bo to jest jakis proces to trzeba mu kazac czytac ksiazke lub mowic by opowiadal cos ze swoje przeszlosci to wtedy nei zapomni wszytskiego i mozna szybciej go przywrocic do jak w ogole do zycia przed wylewm?

Dobra nie bede tu sie rozczulam... w kazdym badz razie... Jade ... jutro... i jeszcze sie nie spakowalem i jestem troche wstawiony.. i nie wydrukowalem biletu i mam mala lampke kotra oswietla polowe biurka i nei wiem jak sie spakuje i nie wiem ile to jest 20 kilo i tak narpawde nic nie wiem... ale to juz moj problem

niedziela, stycznia 27, 2013

ORTOGRAFIA V.S DYSORTOGRAFIA



Jestem Dysortografem... jezeli nie wierzycie przeczytajcie ten wpis a nie bedziecie potrzebowali kolejnych faktow. Gdzies na Wlodkowica w poradni leza moje akta i historia moje choroby z przelomu lat 1993-1998, gdize uczylem sie sztuki ortografi, cwicza pamiec wkuwajac regulki zasady, rozwiazywalem testy na intelgencje po to by miec na maturze wielkie D...ze jednak nie potrafie ze moj mozg nie jest zdolny by pisac bez bledow.

Czego psychologowie pedagodzy zajmujacy sie moja sprawa nigdy nie zrozumieja to fakt, ze mi nigdy ortografia nie byla potrzebna. Jak widzicie nawet polskie litery nie sa mi potrzebne. Jezli potrafie to przeczytac plynnie i skraca to czaspisania... to dlaczego nie.. jestem bardziej pragmatyczny i bezwzgledny niz mozna by bylo sie wydawac.. mi naprawde ortogrtafia nie jest do niczego potrzebna.. Jezeli ktos inny ma problem by to zrozumiec. Sa ludzie ktorzy to poprawia w ostatecznej wersji.. i ci ludzie beda mieli prace... super ze sa tez tacy ktorzy to potrafia robic i moze nawet i lubia to.

Dla mnie ortografia i interpunkcja a w szczegolnosci polskie znaki na komputerze to zmiejszona liczba znakow wiec mysli na minute. A jak ja pisze to pisze wielkim ciagiem. Nie ma zastanawiania sie.. wierzcie mi. Po prostu pisze. stad te bledy... i gramatyczne niezrozumienie... ale na revision tego przyjdzie czas

Dzis myslac o tym blogu i jego historii zrozumialem ze keidys moze kazdy post bedzie zredagowany na nowo... przez kogos.. Jezeli te informacje maja jakis sens i wartoc... ktos moze sie kiedys skusi by to zredagowac a ja osobiscie moge poweidziecd ze jesli moje finanse kiedys byly by na tyle satysfakcjonujace ze moglbym wynajac kogos by sprawdzil calego bloga.. zrobie to z wielka przyjemnoscia.. bo moja dysortografia nie ma na celu by wkurwiac innych.. tylko jest wliczona w moje zycie, bo gdybym mial to sprawdzac ze slownikiem... to proawdopodonie po dwoch dniach przeszlo by mi pisanie... a tak moge sie pochwalic ze znowu zaczolem pisac.. i znowu tutaj na blogu... co oznacza ze mam dobry czas... czas otwarty.. w dzialaniu...

Kazdej chwili szkoda



na zdjeciu Karol Szymanowski

Codziennie jakies zaskoczenia... Ostatnie chwile w Londynie... a ja tu dochodze do takich pieknych odkryc... jestem szczesliwy i te chwile szczescia pojawiaja sie coraz czesciej... to sa takei wyrazne chwile szczescia, ktore zaowazam i przygladam sie nim...

Zaczelo sie od tej wyprawy zeglarskiej i powiem wciaz kontynuluje sie to w trakcie tego pierwszego miesiaca roku 2013...

Wczoraj z pewnym Grzegorzem przez 4 godziny omawialismy IMPERIUM KONTRATAKUJE... gosc wie tyle co ja o samej sadze i ma swoj tak jak i ja wglad poglad na niektore rzeczy wiec.. byla to rozmowa dwoch freackow ... prawdziwa conwersacja na temat kazdego z charakterow.. poczawszy od Hana Solo i Ksiezniczki Lei i ich romansu... ktory jest zadziwiajaco piekny... Vadera i Luka.. Imperimu i rebelii... C 3po i jego konfliktu z komputerami systemu z pytaniem dlaczego komputery bardzie faworyzowaly r2d2 od c3po... jaki jest zwiazek r2 do 3po i wiele wiele innych smaczkow... skonczylem zabawe o 2:30 w nocy i po przyjsciu do domu rozpisywalem strukture Kostrzewy, gdzies do 4:30... bardzo powoli spokojnie przedzieralem sie od konca filmu zadajac pytania... az postanowilem zasnac... idac do domu czulem taka chwile szczescia... prawde tej calej pasji filmowej... szczescia z mozliwosci wymyslania historii... i progresu mojego pisartwa, ktory jest w koncu przeze mnie zaowazalny po tych 15 latach pisania... szedlem i slsyzalem swoj szkic w I phonie jednej z piosenek.. szkicow mam ponad 200 i czasami wlaczaja mi sie w rendomie.. moge sobie posluchac ich tak... obiektywnie... wiedzac kiedy powinienem zorbic jaki ruch, jaka zmiane by bylo to jeszcze ciekawsze.. moze kiedys nagram moze nie...

Wchodze do studia w kwietniu... narazie mam inne rzeczy na glowie.... ale nie chce o tym pisac... po prostu chce to zrobic...

Dzis bylem na wykladzie OLE tego OLE ... diamentowej drogi buddyjskiej.. bylo bardzo milo... mili ludzie sam Ole taki spokojny, casual.. mozna by powiedziec... potem wrocilem do domu o 2 w nocy na tym rowerze, ktory mozna wypozyczyc na ulicy w akoniamencie muzyki klasycznej na I phonie... szczegolnie Mussorgsky wchodzi mi w Londynie... i Strawinski...

Jesli chodzi o muzyke wspolczesna... Szymanowski i jego prace na fortepian doprowadzaja mnei do omdlenia... nie tak jak Lutoslawski lub Penderecki ktory rozwala niszczy swoja dystrukcyjnoscia...

Szymanowski i jego Maski np: to aki nieudolny poemat... taki autystyczny rekopis... bardzo przypomina mi moje zachowanie. jest matematyczne, spone a jednak laszywe... najce elemnty takiego polskiego folkloru gdzie neigdzie ktory jeszcze bardziej... niepokoi niz uspokaja... Szymanowski... rules... szczegoleni dzis na rowerze pomeidzy tymi pijanymi ludzmi Londynu czekajacymi na swoje nocne atobusy... powoli zegnam sie z Londynem... na razie..

To byly bardzo owocne 4 miesiace mojego zycia... teraz czas na nowe... bez strachu... bez nienawisci.. robie swoja robote


posluchajcie sobie mussorgskiego jakie to szalenstwo.. :) jak macie chwile..



i tak sobie dzis jezdzilem po tym Londynie :)

piątek, stycznia 25, 2013

EVERY DIRECTOR CATCH 22

It's not really how you shoot.... what style... only what you are shooting... That's a rule number one for every new director in any stage of their development... It's to know what he wants not how to get what he wants only know it.. what you want...



I kind of... finally trying to get to that point where I'm focused on what I want to tell and show.. later how...

Got to say Robert MC Kee still is a very big influence for that and dear Steven Even Spielberg...

A lot of this new directors are forced to get a new ideas for how to shoot in order to break an unhealthy competition between them. New ideas of how to shoot are very important for every treatment to get the project .. or the funds... for film music video or commercial.. So we using examples taking out from internet world... and basically copied them for them to understand our vision and style of shooting...

So here we are... DIRECTOR'S CATCH 22... If we cannot tell them WHAT to shoot.. Because sometimes this are finished script projects... and we can explain HOW to shoot only with the examples of existing material so HOW THE FUCK CAN WE DO SOMETHING Unique PERSONAL AND NEW?

I know .. they can say that everything was done already... but the idea of that new path... would give a director more confidence in reality of world unknown.. and that what I miss the most since I become a professional...

So from today I'm also an amateur...

czwartek, stycznia 24, 2013





A kochany Paul PTA.... ma problemy z tym MASTER... widzialem dzis pare wywiadow kiedy musial odpowiadac na najtrudniejsze pytania typu

Dlaczego jest taka reakcja na ten film a nie inna... i ja widze tylko jedna odpowiedz.

Because...

SPELNIENIE NAS URATUJE



TRAVIS z taksowkarza chcial....

czegos ale do konca nie wiedzial co. Ktos mu tam szeptal w jego zniszczonej przez wojne glowie ze tutaj w domu nie dzieje sie dobrze, ze te Kurwy, Pedaly, Junkies, i cala to holota jest jak otwarte szambo... smierdzi i trzeba cos z tym zrobic... ale trzeba jakos zyc... wiec wybiera sobie BETTSIE... piekna dizewczynke z innego swiata z innej galaktyki.



Robi cos nadzwyczajnego i w nonszalandzki sposob podrywa ja przed oczami wszystkich jej wspolpracownikow. Przed oczami jej adoratora... mowi jej ze pomeidzy nimi jest conection... ktorej nie ma nikt inny.. zaprasza ja na szybka kawe... Shit... shit... I forgot to aske her for her last name... I got to remember about a things like this...



Ubiera maske mezczyzny chodzacego w garniturze, znajacy sie na muzyce i kinie choc to kino bylo powodem jego nei powodzenia z BETSIE kiedy zaprasza ja do kina pornograficznego... bo takie znal... nie wiedzial.. nie zdobyl jej... przezyl niepowodzenie...



Wiec zaczela sie samotnosc i walka z jego myslami z tymi tysiacami glosow ktore mowily mu co ma zrobic... i tutaj pojawia sie wielka scena... kiedy TAKSOWKARZ pyta sie o rade WIZARDA.. jego kumpla z pracy..

mowi ze A lot of things .. bad really bad thigs going throught my head...



to moja ulubiona scena i tak naprawede esencja filmu taxi driver i w ogole zycia... My ludzie naprawde chcemy sie spelnic.. i duzo dziwnych tez zlych mysli wedruje po naszych glowach... ale tak jak powiedziel WIZARD swoim prostym taxiarskim slownikiem.. ze jestesmy tym czym nasza praca... stajemy sie nia... byla to jakas podswiadoma racja o spelnieniu... tylko TRAVIS chcial wiecej

dlatego mowi ze TO chyba najglupsza rzecz jaka slyszal...

Ostatecznie... chce zabic proezydenta bo prezydent to zlo... bo prezydent nie rozumie... ale nie udaje mu sie wiec ratuje dziewczynke zabija alfasa i innych mu podobnych i sam staje sie bohaterem...

wiec na koncu filmu TRAVIS jest spelniony... moze uz byc taksowkarzem moze prowadzic zycie taksowke... i okazuje sie ze jest z tylu BETTSIE... ta sama ktora tak kochal porzadal chcial posiadac... ale TRAVIS jest juz prawdziwym mezcyzzna... ma luz... spelniony facet..

kiedy ona hce mu zaplacic zszkowana jego postawa za kurs.. on tylko usmiecha sie i odjezdza...

Ja mysle ze kazdy mezczyzna dopiero keidy sie spelni moze prowadzic co kolwiek... wiec spelniajmy sie i jedzmy swoja taryfa :)

uwielbiam ten film... a to ta scena







wtorek, stycznia 22, 2013

MAGIC



We all the same smack... jak powiadal LENNY... ja moze wygladam na takiego typka.. nie nie nie.. zaczne od poczatku



Ja moze wygladam na tekiego typka.. POLAKA CEBULAKA... dla kotrego strach nie straszny i spokojnie moze wyciagac CEBULOWEGO ZBYSZKO ze stolow swiatecznych i nie tylko... ale to tylko pozory mojej twarzy i charakterystyki bo tak naprawde naprawde... jestem bardzo niesmialym i... wstydliwym kochasiem skurczysynem...



Pozwole sobie przetoczyc na ow kartach mojej 2013 Egzaltacji dla tych ktorzy sa na tyle dziwni by tu dotrzec iz... ja nie potrafi epodrywac kobiet... samo slowo podrywania kojarzace sie z intuicyjnym podrywem wiatru tudzez, podrywem sukienki kolezanki z 5 a w podstawowce nie ma nic wspolnego z prawda i moimi doswiadczeniami... bo wciaz i zawsze to one nas wybieraja...



To najbardziej podoba mi sie u kobiet... to wlasnie ten drobny fakt ze co kolwiek nie zrobisz poruszysz wszechswiat i inne planety... zamlynkujesz czarami.... pojdziesz do wrozki... a konstrukcja laleczki woodu... to nei ma takeij sily kobieta tu dziez dziewczynka w przypadku prob w podstawowce owego czasu.. czy kobieta czy dziewczyna no one zawsze wygraja na koniec aktu... Yeee...

ja tak krzycze Yeeee... bo fakt ten rozpoznany u mezczyzny 35 letniego ktorym bede, znaczy jestem, daje mi mozliwosc na reszte spokojniejsze lata zycia na zmienienie taktyki... tak tak... nie ma co sie napalac... to one Cie wybeiraja...




Wiec teraz o tym jak bardzo... niesmialym... POLAKIEM CEBULAKIEM jestem... otoz... zdazylo sie to dwa tygodnie temu kiedy pod wplywem sil wyzszych i nieprzywidywalnych decyzji w trakcie pewnego spotkania... postanowilem isc na impreze... a ze postanowilem isc na impreze nie obylo sie bez wzmocnienia swojego ego drobnym bialym winem i wzmocnienia tego paroma drinkami mojego jedynego drinka ktore potrafi ezamowic po angielsku a mianowicie...

Hi can I get wodka ans Sprite please...

Drinka tak chujowego ze juz lepiej mozna by bylo pic sama Lyche z kieliszka ale... oczywiscie ekonomincze i czasowe utrudnienia powoduja ze wybieram opcje... drink,...

no i.. boze... no co ja moge poradzic na to ze ja sie tak nudze na tych imprezach bo pogadac nie mozna bo glosno w chuj... to ... z racji tego ze jest muzyka... szybko przychodzi mi mysl...

a moze spalil bym troche kalorii tanczac... wtedy nie musze stac jak ten pajac i gapic sie.. nie musze gadac z nimi przekrzykiwac.. .wiec tancze... i spalam... moze spale te boki ktore mnie tak wkurwiaja ostatnio... tak.. boki...

wiec tancze... i radze sobie tak sobie bo muzyka jest dwa na jeden jakis bit z disco polo rodziny jakis murzyn spiewa... totalna porazka... ale tancze... no i zmienia sie muzyka i w koncu dochodza moje rytmy lat osiemdziesiatych... no i widze ja...

tanczy, usmiecha sie.... dobrze wyglada... wow... ale fajna... tanczy z kolezankami i dwoma jakimis facetami.. ale widac ze faceci sa z dupy zanczy ja to widze nie... bo che to widziec... czyli motywuje sie i zaczynam tanczyc bardziej okazale.. czyli bardziej rytmicznie... wiecej na boki i te sprawy slowem.. najebalem sie...

no i... zdejmuje swoj sweter.. mam taki sweter... no ale nie wazne i poakzuje ta koszulke ktora widac na zdjeciach.. STRAND to taki second hand book shopw w Nowym Yorku w ktorym kupielm pares uper ksiazek swojego czasu i tez koszulke by miec cos z Nowego yorku ale zebym tylko ja wiedzial... ze to z tego miasta..

dobra... no i ta dziewczyna... tanczy ja sie na nia patrze ale nie nie nie

no nie ma szans bym podszedl zaczepil... ok przyznam sie ze tak naprawde w zyciu moze trzy razy ... podszedlem i zaczepilem kobeite co bylo genglawe i naprawde nie romantyczne nawet bylo to nie przemyslane glupie i beznadziejne.. no ale zorbilem to pare razy wiec... no nie wazne

wiec... ona podchodzi do mnie... !!!!!!

i mowi cytuje...

MASZ NA KOSZULCE NAZWE MOJEGO ULUBIONEGO I NAJLEPSZEGO SKLEPU Z UZYWANEYMI KSIAZKAMI NA SWIECIE...

i odchodzi... ja w szoku... bo ja pierdole skad ona to wie i w ogole ze ona... wiec po minucie zastanawiania sie.. klepie ja jak ten pajac... shit

i mowie

NIGDY BYM SIE NIE SPODZIEWAL ZE KTO KOLWIEK BY TO ROZPOZNAL I ZAOWAZYL

a ona

EJJ NO CO TY PRZECIEZ TO OCZYWISTE....

no wlasnie... weim o czym teraz myslicie... myslicie ze zagadalem do niej tancyzlem z nia wymienilem sie numerami... zaprosilem na rankde mialem zabujczy sex i od dwoch dni jestesmy malzenstwem dzieci w drodze i pozyczki oczekujace w bankach...

wlasnie nie

nic nie zrobilem.. nie potrafilem juz zagadac.. i patrzylem jak tanczy potem nawet juz nie patrzylem.. i tyle.. bo mowie wam

TO ONE NAS WYBIERAJA... ja tam juz nie wybieram... czujecie znala ten skle z ksiakzami...



poniedziałek, stycznia 21, 2013

OFF FACEBOOK



U mnie jak w zegarku. Jak w dobrym kalendarzu... zawsze wypierdzielam sie z facebooka gdzies na poczatku stycznia... wchodze gdzies w kwietniu... i tak juz od dobrych paru lat... wiec nei ma mnie na moje szczescie... i to nie bynajmniej dla innych by ich podkurwic.. niestety tylko dla samego siebie...

Jestem uzalezniony od facebooka kiedy tam jestem... wiec kiedy tam jestem a jestem uzalezniony a mnie tam nie ma wtedy wlasnie mam najwiekrze ataki ktore zapierdzialaja mi polowe mojej kreatywnosci... np:

Jestem w raju... np na takich... wyspach kanaryjskich... Jest piekne slonca, ok zachod slonca... i jest tak pieknie... a ja mysle sobie...

Dobra... czy w hotelu jest ten internet.. bo MUSZE SPRAWDZIC czy byc moze nikt do meni nei napisal lub skontaktowal sie... W WAZNEJ SPRAWIE.. czy juz XX odpisal na moje zapytanie... itd.

Oczywiscie zaczyna sie jeszcze gorzej jak bym ktos pierdolnol fote ze mna na tym sloncu i oznaczyl mnie teraz to juz w ogole.. mi sie jebiew glowie i mysle:

CIEKAWE KTO POLUBI MOJE ZDJECIE.. CIEKAWE CZY POLUBI JE TERESA, CZY IWONA ZOBACZY AL CZY JUSTYNA SKOMENTUJE... JEZELI HALINA BYLA NA FABOOKU BO WIDZIELM JEJ KOMENTARZ DO ZJDECIA PIOTRKA I WIDZIAL AMOJE ZDJECIE.. CZEMU NIE POLUBILA.. MUSZE TO SPRAWDZIC gdzie ten pieprzony internet



przepraszam czy moe sie naq chwile zalogowac skorzystac z twojego chujowego I PADA kotrym nei mozna wystukac dobrze storny itnernetowej ale chuj.. bo ja musze zobaczyc ile osob dzis lubi moje zdjecie...

wchodze... i chuj... tyli 23 osoby... lub az 23 ..sprawdzam... co to kurwa za ludzie..

OOOOOOO.. tej nie znam... kto to jest... sprawdzam foty...
wow... ma chlopaka i lubie to zdjecie.. moje zdjecie.. ja pierdole.. czy to juz jest jakis znak...?

TAK
TAK
TAK

to juz jest znak... ze jestes kolejnym malo mozgowcem z niskim poczuciem wartosci... how many times I gonna telly you... to wszystko jest na niby...

wiem ale


NIEEEEE.....


Na niby... Powiem ci kim jestes... gotowy?

tak...


Jestes samotnym, nieogarnietym, zagubionym, niebezpiecznym bo zachwianym trzydziesto pieciolatkiem... ktory nie wie czego chce, ktory lubi sie zaklamywac, potrafi sam siebie zaklamac X razy dziennie dla wlasnej przyjemnosci zasloniecia swoich problemow i drogi po ktorej powinienes kroczyc by byc szczesliwym... Jezeli myslisz ze sympatia tych ludzi jak rowniez... komentarz spowoduje ze poczujesz sie kims lepszym. Ze zaczniesz inaczej patrzec na swiat.. ze ta podroz do tajlandi indii w ogole ma jakas wartosc i to pierdolone zdjecie zachodu slonca ktorego sam nie doceniasz i sam naprawde nie lubisz... bo nie rozumiesz... to jestes w bledzie...

jestes takim samym nikim co wczoraj :)

dzieki... od razu lepiej sie czuje... wiec wyjebuje sie ponownie... by nie myslec o tym kto lubi kto nie lubi.. juz wiemy ze jestem w tym slaby teraz wy wiecie.. uf, kolejny probooem z glowy wiec wracamy na ta droge wiec

Czego naprawde chce?
Czy jestem w stanie tego dokonac sam?
Jesli nie jestem tego w stanie dokonac sam to kogo potrzebuje?
Jesli wiem kogo potrzebuje czy jestem w stanie ich zaangazowac ?
Co by mieli z tego zaangazowania?
Dlaczego to jest wazne by byc zaangazowanym?
Dlaczego tak naprawde potrzebuje tego czego mysle ze potrzebuje
JEszcze raz
Czy ejstes pewny ze tego czego naprawde chcesz naprawde chcesz?
Czy nei jest to nowa pulapka umyslu by poczuc sie lepiej
Czy nie ma lepszych prostrzych metod by poczuc sie lepiej i nie angazowac
innych skoro nie mozesz tego zrobic sam?
Dlaczego w ogole mial bys robic co kolwiek sam
Czy potrafisz zaakceptowac ze samotnosc jest wliczona w ludzkie zycie i ze trzeba ja zaaceptowac
Czy rozumiesz ze samotnosc to twoj wybor?
Wiec... jesli chcesz tego naprawde i chcesz zaangazowac innych ludzi by ci w tym pomogli... zrob to

JAK TO ZROBIC?

a/ badz szczery ze soba
b/ badz szczery z ludzmi z kotyrmi chcesz to robic
c/ nie obiecuj tego czego nie mozesz zagwarantowac
d/ nie sluchaj innych za duzo bo moze okazac sie ze to co chciales toto czego oni tak naprawde chca i nie koneicznie to to czego ty chcesz.. wiec badz wierny pierwszej mysli

A CO Z FACEBOOKIEM

nic... jest i wiruje bez ciebie... tak jak wiruje Onet bez ciebie i pudelek i kula ziemska i wojana w syrri i wiele wiele inncyh rzeczy bez twojego udzialu.. to jeszcze jedna rzecz w kotrej nie bierzesz udzial

WIEC W CZYM CHE BRAC UDZIAL

na to bedziesz musial sobie szybko odpoweidziec.. bo jesli tego nie zrobisz... inne wahadlo... cie wciagnie... telewizja, film, muzyka, inni ludzie, inne facebooki...

ok... to ja juz wiem...

oby...





niedziela, stycznia 20, 2013

LONDON W SNIEGU



Pada snieg pada snieg dzwonia dzwonki san. Snieg spadl w piatek i tak sobie pruszy jak w dobrej Polsce. I kto by pomyslal, ze jeszcze tydzien temu bylo plus 12 stopni a teraz ladnie przypizdzilo do minus jednego. I to tutaj... i to teraz...

Snieg przywiozla pewna dziewczyna z pewnej Polski. To ciekawe, ze teraz nie tylko ona ale i ja czuje sie jak turysta, widzac to miasto na nowo. Tym razem w bieli... tej bieli. Zreszta nie tylko poznaje Londyn ale i owa dziewczyne. Mysle, ze dopiero kiedy masz szansce poprzebywac z kims dluzej niz pare godzin, mozna zobaczyc kim ta osoba naprawde jest. I juz abstrachujac od tego kim naprawde jest, bo nie wiesz kim jest i byc moze nie jest kim jest, bo nie jest tym kim jest bo jest kims zupelnie innym, np w zaleznosci od nowego miejsca i osoby z ktora przebywa... to mozesz zobaczyc kim ty jestes... Tak. to wlasnie wtedy przychodzi podstawowe prywatne pytanie i jednoczesnia odpowiedz. Czy ty to ty? Kim jestes tak naprawde i jaki jest twoj system wartosci, system podejmowania decyzji, wobec nowo napotkanej osoby. Czy przypadkiem nie jest to odslona twojej nowej maski dla tej osoby, ktora zostaje stworzona podswiadomie w czasie rzeczywistym. Ukrywasz to co podswiadomie chcesz ukryc a przesowasz na plan pierwszy rzeczy, ktore czujesz ze powinienes podkreslic tylko po co? A MOZE TO TA STARA MASKA NIE CIEBIE DLA NOWO NAPOTKANYCH OSOB... TE SAME ANEGDOTY TE SAMYE DOWCIPY TE SAME ZACHOWANIA...

Jezeli dwie nowo napotkane osoby przyjmuja dwie nowe podswidome maski, to tworzy sie tak naprawde nowe rownanie z wieloma niewiadomymi zarowno dla osoby jedn tudziez dwa... oni nie dosc, ze musza odczytac maske osoby numer jeden to musza tworzyc maske numer dwa dla samych siebie... he he... pamietam te randki spotkania, kiedy sam nie wiedzialem what the fuck is really going on.. Byly to spontaniczne maski ktore wymagaly wzburzonej energii.. pod wielkim napieciem... z przewidywalna katastrofa, wliczonym wiecznym suspensem... zagadka, mistery ktore mogly zamienic sie w Terror lub Horror...

A tu niespodzianka... jestem soba... bez masek W KONCU NO JA PIERDOLE !!!! i tym samym moge nie tyle spokojnie poznawac osoba z ktora przebywam to mala tego.. moge po prostu wylaczcy trym rozszyfrowywania jej.. po prostu jestem z nia w tej samej chwili w tym sammy miejscu i czasie.. dokonujemy podobnych lub tych samych wyborow ale zawsze z perspektywy naszej chrakteryzacji... naszych sysyemow waratosci.. naszych pogladaow i doswiadczenia...

innymi slowy... mam znowu udany weekend :) a innymi slowy...

TO JESZCZE JEDEN PIEKNY DZIEN Z SAMYM SOBA W SAMYM SOBIE Z NOWO NAPOTKANA OSOBA i kogo tak naprawde poznalem... ta dziewczyne czy tez samego siebie... tak przy okazji...?

czwartek, stycznia 17, 2013

KIEDY PRZELOM ?



Jestem osrany bo czas mnie goni a niczego nie napisalem. Znaczy napisalem ale w ogole mi sie to nie podoba. Jest to gorsze do wersji pierwszej. Pieprzone drugie drafy... to jakas meka... pierwszy wydaje sie taki prosty ale nie pelny. Wiec zaczynasz pisac z glowa ten drugi i wychodzi z tego takie gowno... ja pierdole. Wiem ze trzeba bedize to wypieprzyc do kosza...



A mam te inspiracje w glowie on tam jest... Caly film dokladnie tak jak chce go zorbic zobaczyc zachwycic sie nim... zobaczyc ta wizje.. ale te pieprzone pisanie... te ukladanie slow... zdan... nie ma to naprawde sensu... mniej slow... z pewnoscia mneij slow...



A czas zapierdala. Te ostatnie dwa tygodnie to taki waste... wszystko idzie do kosza i nawet nie prawdziwego tylko tego pieprzonego komputerowego... a jestem tak blisko... wiem ze jak zaskocze to pojdzie.. jak POLLOCK i jego lejce srejce... tyle inspiracji wokolo kotre maja sens... a ja pisze te bezsensowne dialogi... na darmo.



A kiedy nie moge pisac wchodze na facebooka... i ogladam to cale gowno... tam to dopiero jest smietnik. I patrze na to a wchodze pare razy na godzine... wiec powoli mi juz odbierdala... tak w ogole mysle ze naprawde sie porzygam.. dzis naprawde pierwszy raz poczulem sie ze jest mi nie dobrze od patrzenia na to... musze przerwac ten FB trans... zamkne sie moze na pare dni i powiem stop internetowi... bede pisal ale nie na pieprzonym komputerze tylko na normalnych kartkach... normalnym dlugopisem gdzie nie ma szans na copy pase delete... jest tylko prawda... i napisze to gowno na nowo... po prostu na nowo... i ktos to rpzepisze na komputer i tyle... jeszcze nie jest za pozno...



najgorszy bedzie pierwszy dzien... tak, co wtedy poczne? A jak ktos bedzie chcial sie ze mna skataktowac? A moze dostane wymarzona robote... ja, i co wtedy. Nie, nie moze byc rzadnego internetu... zero telefonow, zero maili, po prostu wstaniesz i zamiast wlaczyc komputer pojdziesz siku... tak...to pierwsza rzecz ktora zrobie... zrobie siku.. jak juz zrobie siku wtedy pojdzie dalej.. zamiast wlaczyc komputer nastawie wode na herbate... niech sie zagotuje... tak pieprzyc COLE... a wlasnie kupilem sobei 6 puszek... fuck... ok herbata bez cukru... jak przejde to pojde pobiegac... moze bez muzyki... pieprzyc mp3... po prostu biegnij bez zegarka... bez stopera... bez muzyki... bez sluchawek... jedno okrazenie w Victoria park... i co potem?

potem... nie wlaczysz komputera tylko wejdziesz pod goracy prysznic... posiedzisz tam. Niech goraca woda ociepli twoja glowe i cialo... olac szampon i mydliny .. sama woda... jebac higiene...

I nie wlaczysz komputera.. nie sprawdzisz Fb Maila... zorbisz sobie sniadanie.. proste... ale malo... jajecznica z jednego jajka... bez hleba... i zasiadziesz przed pusta kartka i zaczniesz widziec obrazy... to co widzisz zapisujesz.. czego nei widzisz znaczy ze tego nie ma...

i tak do 18... jak to zrobisz... wtedy mozesz wlaczyc to gowno.. sprawdzisz FB maile.. napiszesz ten treatment na piatek... musisz to zrobic nie masz wyjscia... sprawdzisz bilet na piatek i kiedy odjezdza autobus... zrob to... a bedzie to pierwszy dzien twojego nowego zycia... co ty na to?




nie wiem boje sie...



środa, stycznia 16, 2013

FREELANCE

Tak sobie ostatnio zaczolem zdawac sprwe ze przez ostatnia dekade moje nastawienie do SEXU bylo dokladnie takie same jak do wykonwyanej przezemnie PRACY... bylem pieprzonym Freenalcerem... chodzilem na szybkie interwiew wygrwalem lub przegrywalem robote i dostawalem za to duza nagrode, choc nie obchodzilo sie bez stresu... cos czuje ze warto by bylo poszukac czegos FULL TIME... for a change ...

poniedziałek, stycznia 14, 2013

PROCRASTINATION




Przyzwyczailem sie juz do tego. Nie chamuje... staram sie to zrozumiec... byc w tym... nie wiem jak przetlumaczyc to na polski. moze PROCRASTINATION nie ma tlumaczenia, nawet w to nie wnikam... niech pozostanie dla mnie procrastination i tyle.. po co sie wglebiac...

Co to tak naprawde jest... to robienie wszystiego innego kiedy mowi sie wszystkim i w szczegolnosci sobie ze sie pisze...

Tak... Pisze... bo mam deadline... Kazdego dnia blizej jak pieprzony egzamin... tylko ze teraz juz wiem ze jak nie zdam... nic sie tak naprawde nie stanie... Nie bedzie mama dzyczala nie bedzie klapsa od Taty.. to bedzie jeszcze jedna porazka z do kolekcji porazek... wiec... deadline to tylko deadline... rozczaruje paru ludzi ktorzy na to czekaja i tyle...

No ale to wlasnie jest taki proces... robisz wsztko inne piszac nie piszac po to by w konuc zaczac pisac... i tak tez sie stanie ze mna... ten deadline bedzie z respektem dochowany...

Widzialem wczoraj film CHINATOWN w BFI... piekny 35 mm print... I jak by wczoraj... odswiezylem te doswiadczenie tego filmu... ten bardzo goracy klimat LA...bez wody... z woda w tle.. Piekne ujecia... piekny wybor kadrow... aktorsko wysmienite... tam tez bylo pisartwao i przede wszytskim pisartwo.. pisartwo w kotre nikt nie wierzyl.. jak mowil BOB EVENS.. przeczytalem to i rzeczywiscie byla to dla meni czysta chinszczyzna.. ale zrobilem to.. dalem to ROmkowi ktory tez tego nie rozumial i zrobilismy to... i jest i wczoraj to widzialem... i zobaczy ktos dlugo po mojej smierci z tym samym nastawieniem co ja wczoraj z tym samym zrozumieniem... chwili.

Kino umarlo... ale te filmy przetrwaja... jak dobra ksiazka... swietnie... to co teraz sie dzieje nie moge nazwac kinem... tylko kopia kina... poniewaz oni sie boja zainwestowac w cos czego nie rozumieja..inwestuja w cos co rozumieja czyli w cos o czym uz wiedza... czyli w cos co juz wczesniej widzieli..

porownali swoim zmartretowanym mozgiem wielogodzinnych tartur telewizyjnych... tak oni to rozumieja bo juz widzieli i moga to do tego porownac.. a przeciez wszystko juz bylo.. wmawiaja sobie... wiec... nie rozumieja i nie chca

Skoro ja nie rozumiem... mysla,... to inni nie zrozumieja i mnei za to znienawidza i strace na tym... nie,... nie oplaca mi sie nie rozumiec...

wiec dlatego jest PROCRASTYMACJA.... nie pisania kiedy pisze... poniewaz ja nei rozumiem tego co pisze.. bo tego wczesniej nie widzialem... i czym bardziej tego nie rozumie tym bardziej chce to zrozumiec. Tym bardziej staje sie to dla meni itneresujace... w koncu umowmy sie nie jestem super madry... ja nie rozumiem wiele rzczy ktore sa zrozumiale...

np: Ona tanczy dla mnie lub dog gangs bang style.. ja nie rozumiem... ok?

wiec pisze rzeczy ktore nie rozumiem.. wiec robie filmy ktorych nie rozumiem.. i te filmy sa nie rozumiane przez innych... Kiedys robilem reklamy ktorych nie rozumiem... niestety i te reklamy zniknely... teraz sa tylko takie ktore sa zrozumiale...

wiec piszac te slowa znowu zrobilem wszystko by nie pisac tego filmu.. a deadline sie zbliza... ha ha.. i dobrze mi tak... bede mial jeszcze jeden dzien by nie rozumiec tego co i tak nie bedzie zrozumiane przez innych... ale bedzie za to interesuace...

no dobra.. nomowiliscie mnie.. ide pisac ...

niedziela, stycznia 06, 2013

OCEAN 13



Na poczatku jest mysl. Pojawia sie. Jest efektem wczesniejszych mysli lub czyms calkowicie nowym, odkrywczym. Pojawia sie pod wplywem inspiracji lub osobistych przezyc. Kiedy jest mysl... jest dzialanie.

Nie wiem dlaczego pojechalem. Dlaczego akurat tam i teraz. Moze jestem teraz otwarty na nowe a moze tak mialo byc. To byla kwestia czsu za nim pojawie sie na oceanie. Przeciez to zawsze we mnie siedzialo, mysle sobie teraz te slowa... postaram sie opisac moj najlepszy sylwester jaki mialem w swoim 34 letnim zyciu. Ale od poczatku...

Nie lubie sylwestra. Impreza na sile. Smutne odliczanie. Pozorne zyczenia. Pozorne postanowienia poprawy. Lek przed nowym. Zal za starym. Ucieczka od samotosci. Zrozumienie przemijajacego czasu a w konsekwencji tego jednego pieknego dnia w ktorym umrzemy.. wiec po chuj. I w tym roku mialo byc podobnie. Po przemilych swietach w Londynie z moja Mama chcialem wiecej. Nie chcialem tego nieprzyjemnego odliczania w samotnosci. Ja pierdole nie mam nikogo nie czekam na rzadnego smsa nie mysle o nikim jestem sobie sam sterem zeglarzem i okretem... tylko gdzie to morze.



A moze zaprosze kogos z przeszlosci. Byla jedna druga trzecia osma dziewczyne. Moze to mi pomoze przelamac ta passe. Moze oleje. Nie wyjde z normy pojde spac o dziewiatej z nadzieja ze nie obudze sie minute przed polnoca... i wtedy zobacyzlem na facebooku zaproszenie.. Kto ma ochote pojechac na TENERYFE i zeglowac na WYSPY KANARYJSKE...

Jhon Lennon mial taka wyprawe pare meisiecy przed smiercia. Poplynol z przyjacielmw rejs. Bardzo sie uspokoil i byl gotowy na nowe. Bardzo go to oczyscilo. Czy jeszcze bardziej moge sie oczyscis.. W koncu I CHING wyraznie mowi.. sa reforma ale bedzie rewolucja. Wiec zgadzam sie i juz a drugi dzien ide o czwartej nad ranem z VICTORIA PARK przez HOKNEY i LIVERPOOL do LONDON BRIDGE. Ide godzine i szesc minut... Ide bo wiem ze potrafie isc. W koncu od lat chodze i biegam dlaczego by nie zaczac tej podrozy od czegos co znam i na czym moge polegac. Na wlasnych nogach.

Pociagiem do Luton i juz siedze w samolocie na Teneryfe... Shit, przypomnialem sobie ze znowu nie zajrzalem gdzie to gowno tak naprawde lezy. Nawet nie wiem gdzie lece i co to za kraj. Trudno... dowiem sie po drodze, pomyslalem. Plan byl prosty z racji ze od miesiecy nie mam swojego polskeigo telefonu a angielski dziala tylko w anglii.. jestem PHONELESS... w doslownym tego slowa znaczeniu. Pieprzyc Romingi SMSY i OCZEKIWANIE... telefonu brak. Natomiast jest nazwa miasteczka i portu gdzie bedzie czekal na mnie ZBYSZKO... wiec przygoda.



Przylecialem. Chmury... Czy ja kiedys w koncu dostane troche slonca. Usmiechnolem sie do siebie... Ja peirdole gdzie kolwiek nie pojade zawsze leje. Juz sobie wyobrazam ze j w koncu jestem wzorowym katolikiem przestrzegajacym dekalog. W koncu u kresu zyci przechodze na droga strone i wchodze do bram raju.. a tam leje. Tak... nie zdziwil bym sie naprawde..



Przyjechalem do portu i nic. Nikogo nie ma. Oczywiscie sa Lodzie Jachty ale ZBYSZKO jak najbardziej nie.. gdzie ja jestem i po co to robie ? Czas na plan B. ZNajde jakas budke telfoniczna i zadzwonie do Zbyszko... i widze... jak idzie.. Kapitan ZBYSZKO z zaloga... MACKIEM i jego dziewczyna AGNIESZKA... na jachcie siedzial juz bosman JACEK... no pieknie...

Pochmurne niebo, ocean i ten maly jacht wyplywamy na otwarty OCEAN... wedlug obliczen bedziemy plynac do celu 15 godzin... nowy rok zastanie nas gdzies na otwartym oceanie

To wszystko co slyszeliscie o OCEANIE jesli nie byliscie na OCEANIE i to w tej postacie jachtu to nic w porownaniu do tego jak jest naprawde. Oczywiscie jest jacht... oczywiscie sa niekonczace sie fale i jest ster i sa zagle i brzeg powoli znika... i jest choroba morska... ale to nie jest tam zyganie jak na filmach... to clay proces czego mialem sie szybko przekonac i zrozumeic na wlasnej skorze...




CHOROBA MORSKA

Zaczyna sie niewinnie... jak wszystko w tym naszym zyciu. Bo buja i wszystko sie trzesie... Tego dnia z racji pogody plynelismy z bardzo silnym wiatrem pod fale... czyli nie dosc ze szybko i czas podrozy skrocil nam sie z 15 do 10 godzin to co pare sekund obijasz sie o fale wiec BUM... BUM... BUM... wszystko sie chwieje... a cale twoje wnetrznosci w srodku... twoj mozg nie potrafi odroznic ruszajcych sie fal... od ruszacego sie statku... I zaczyna swirowac i na to nie ma lekrstwa.. jestes w dupie...



Zaczyna sie od tego ze jestes mniej rozmowny. Wszyscy gadaja a ty tak starasz sie bardziej ta wycieczke zachowac dla siebie... miec ja w sobie... ale to tylko pozory... bo we wnetrzu juz odbywa sie bitwa pod tytulem... NI CHUJA NIE PORZYGAM SIE... nie dam sie i nie beda oni patrzec jak wymiotuje.. Nie ze mna te numery... jestem na to za silny. Bede obserwowal horyzont... oddychal gleboko... i nie sie zlego nie stanie... i najwazniejsze.. nie zejde na dol... pomimo tego ze chce mi sie siku.. wiem ze jak zejde na dol to juz po mnie... nikt mi nie musi o tym mowic.. widze to.. tak sie wszystko chwieje.. bez odniesienia..

Po dwoch godzinach.. tej walki... powoli zdajesz sobei srpawe ze jesli bedziemy plynac 10 godzin... a minely dopiero dwie.. nie koniecznie uda sie usatysfaconowac cialo... ale nie... ni chuja nie pozygam sie przy nich... szczegolnei ze od bosmana padla juz komenda..

- O... cos tak nudno.. jeszcze nikt sie dzisiaj nie porzygal...

wiem ze pije do mnie wiem ze to juz nie chodzi o zwykle zyganie.. chodzi o moje ambicje... w tym samym czasie zaczyna mi sie bardzo swobodnie odbijac... tak delikatnie... niewinnie... po godzinie nadeszla noc... Fale sie wzburzyly... Wiatr podkrecil do paru wezlow wiecej.. chlopaki pobijaja rekord... dawno tak szybko nie plyneli... Zagle dzilja a nasz jacht przechylony jest o dobre 45 stopni w lewa strone...Teraz nie tylko walcze z tym by sie ni eporzygac ale kurczowo chytam sie rurki a moje buty i kolano opieraja sie calym ciezarem ciala o stolik.. O kurwa... przeciez ja moge wypasc z tej lupinki... Dookola OCEAN I TYLKO OCEAN... ciemno... za chmurami z wielkim wiatrem... a mi niedobrze... naprawde czuje sie coraz gorzej... I nei widze juz horyzontu.. Widze tylko fale... czuje wiatr... Widze ja to szybko zapierdala i nie ma zamiaru przestac przez kolejne pare godzin..



Godzine pozniej znalazlem sie po drugiej stronie burty. Przyczepiony pasami poneiwaz zaczeynalo sie robic niebezpiecznie... Witr byl na tyle silny ze woda przechodzila przez praw burte... i bujlo... nie wytrzymalem..

PAF... PIF... PAF... wyrzygalem ...

przegralem ale o dziwo poczulem ulge... mialem ine problemy na glowie.. niz zyg... widze potwarzach moich przyjaciol ze sa tak samo osrani jak ja... wiec nie jestem sam.. PAF...

Problem w chorobie morskiej polega na tym ze jak juz puscisz pierwezego pawia.. przychodzi drugi i trzeci... niestety zoladek wyproznia sie i potem rzygasz niczym... slina... lub wydaje ci sie ze wnetrznosciami... ja juz nie mialem czym rzygac...

Stary rok 2012 sylwester a jq wyrzygalem wszystko co moglem tego starego roku.. trudnego roku.. Emocnionalnego roku... rok w kotrym nie pnowalem nad niczym od dnia 1 do ostatniego... JACEK przychodzi i podeje mi COLE... wiec pije ja.. i rzygam nia... pije... i rzygam o smaku COCA COLA...

Przechylenie bylo tak silne ze zajrzalem na zegarek... nie wierze... boze... tego jeszcz ba byc z dobrych szesc do osmiu godzin... O ja pierdole... moge nei przezyc tej wycieczki..

Pojawil sie ksiezyc... pietnascie minut do godziny jedenastej... a ja trzymam sie kurczowo rurki rzygajac wczesniej wypita kola lub niczym... widze ze to sie moze wywrocic... jeden blad... i przyczepiony tymi pasami polece na dno... nie przezyje... a przeciez tyle jeszcze chcialem zrobic... mialem te swoje pieprzone plany... I nie mam nawet dzieczyny a co dopiero zony .. nie mam dzieci.. nic nie osiagnolem.. i nawet w tej chwili zwisa mi to... zdecydowalem sie na przygode by dzisiaj umrzec... a to mi niespodzianka...



Zaczolem myslec o tych wszystkich kobeitach z kotymi bylem w ktorych bylem zakochany spedzalem nieprzespane noce... co teraz robia... napewno ze swoimi chlopakami mezami na prywatkach... zakonczonym goracym sexem przytuleniem... miloscia... najebka zabawa... a ja tu w czarne dziurze wyrzygam zaraz cale swoje wnetrznosci... potem utone... facbookowy news typu RIP.. i chuj... z mojego wyboru... alez ja bylem glupi... zachcialo mi sie przygody... w koncu przestal sie bac by umrzec... pradoks... znowu pieprozny pradoks...

i stal sie cud.. Wplynelismy za wyspe.... i wiatr ucichl... odczepilismy pasy... i odliczamy... nowy rok 2013... na spokojnym juz Oceanie.. a widzimy wszystkie fajerwerki tej wyspy... jes przepieknie.. ja szczesliwy jak nigdy wczesniej.. oczyszcozny ze starego roku.. Pusty... w zoladku w sercu w glowie.. tu i teraz bez jakiej kolwiek mysli o tym co bedzie dalej.. ta chwila jest moim zlotem..

I tak spedzilem nowy rok... to byl moj najlepszy sylwester... czegos takeigo potrzebowalem...

Wiele by jeszcze mowic o wyprawie ktora miala przygode z ROMANEM PASZKE ktora nie che opisywac na lamach bloga.. jest to za osobiste i chce to jeszcze zachowac dla siebie... tak samo jak powrot na teneryfe i przylot do Barcelony.. ktora widzielm pierwszy raz... w sloncu.. od tego feralnego dnia sylwestra... w sloncu i radosci zycia... w tym nowym ale jak juz starym dla mnie 2013...

ale chce opisac jeszcze jedna chwile ktora mnie dotchnela szczegolnie keidy wracalismy juz z falami nie pod prad... w drodze na teneryfe..

Siedze sobie zmeczony ale wciaz na pokladzie.. owiniety kocem.. i slucham na I phonie muzyki z filmu RYDWANY OGNIA VANGELISA... dokladnie ostatni utwor taki 15 minutowy szalony. KOmbinacje calej tej przygody tej ppieknej plyty.. donioslej i takiej trafnej do tej sytuacji.. plyniemy na brzeg teneryfy i widzimy juz latarnie.. maly punkcik...




Z tylu widze jak ksiezyc oswietla ocean tworzac taka zarysowana juz droge... widze tez JACKA ktory skupiony steruje calym naszym okretem a czerwone swiatlo busoli oswietla jego skupiana twarz.. SLychac wiatr.. a w kontrze na ten ksiazyc.. i ta muzyka... i patrze na dziub gdzie widac ciemnosc i tylko ta mala latarnie i tak sobei pomyslalem...



Nasze zycie to taka podroz.. mam 34 lata.. i widac gdzies moja latarnie i choc jest daleko kiedys do neij doplyne... Z tylu widac zayrsowana droge przez ksiezyc.. widac jak na dloni cale moje zycie... ale jestem tu i teraz i z ta muzyka wierzcie mi lub nie ale wszystko wydawalo sie taki proste bo sama podroz jest piekna.. nie punkt do ktorego plynelismy.. Chyba jestem romantykiem bo bardzo wyraznie widze te chwile... i beda ze mna juz do konca.. dla tych chwil sie zyje... wlasnie dla nich.. wiec pomimo rzygania i fal... enjoy the ride... tak jak tego weiczoru.. wiedzac ze to nie moja ostatnia przygoda z zeglarstwem a raczej ta pierwsza... :)